Solar Eclipse Run 2024, Meksyk, Ciudad de Mexico, CDMX, archeowyprawy
Meksyk –nie wszystkie opowieści należy zaczynać od początku… Tę relację rozpoczęliśmy od opisu całkowitego zaćmienia Słońca – jej najważniejszej części. Jedynego w swoim rodzaju i niepowtarzalnego fenomenu, bo każde takie wydarzenie jest inne, a przy tym zdarzają się przecież bardzo rzadko. Ameryka Środkowa miała w ostatnich latach szczęście do dwóch nadchodzących tuż po sobie zaćmień. Pierwszym było zaćmienie obrączkowe, jakie w dniu 14 X 2023 mieliśmy szczęście obserwować w ruinach Majów w Becan – niesamowitym miejscu, związanym mocno z najciekawszymi tajemnicami w przeszłości Mezoameryki.
Drugim, całkowite zaćmienie Słońca, do którego doszło w pół roku później – 8 IV 2024. Tym co je łączyło było Słońce i Meksyk. Mieliśmy zaszczyt podziwiać oba te zdarzenia… A ponieważ wiążą się z tym pewne doświadczenia „jedyne w swoim rodzaju”, najważniejsze było, aby jak najszybciej przelać je na papier. Już w trakcie spisywania bowiem, nawet nam wydawały się one zbyt niewiarygodne… Jak zatem będą reagować na nie inni?! Całkowite zaćmienie Słońca to zjawisko, którego, niestety, nie zrozumie ten, który samodzielnie go nie doświadczył. Dlatego wypatrujcie od nas wieści na temat planowanych rajdów do kolejnych zbliżających się zaćmień. Już w innych częściach świata…
Teraz pora jednak zacząć historię od początku. Wrócić do źródeł podróży. A zaczęła się tym razem na lotnisku w CDMX, w mieście Meksyk, jak powinno się je nazywać po polsku. Jednym z największych i najbardziej zaludnionych miast Ziemi.
Coruscant
Ja mówię na nie Coruscant… Bije na głowę potężne miasta – perły Azji Południowo-Wschodniej: Singapur, Kuala Lumpur, a nawet Dżakartę, gdzie zamknięte dzielnice tylko dla bogatych i szklane wieże kontrastują z biedą ludzi żyjących wprost na ulicy u ich stóp.
Meksyk jest również miastem kontrastów, choć osobiście bardzo nie lubię tego określenia. Podwójny pierścień obwodnic, wielopiętrowe estakady, szklane pałace i sporo kolonialnej architektury zbudowanej na fundamentach dawnych azteckich świątyń. Lecz również sporo ludzi, którzy z trudem starają się związać koniec z końcem. „Kontrasty” oznaczają, że na drugim biegunie od wielkiego bogactwa musi być wielka bieda… Na mnie zawsze robi wrażenie pozór bliskiego związku wielkomiejskiego molocha z naturą.
Zieleń ogromnych drzew rosnących gęsto między budynkami, epifity i pnącza wspinające się na najwyższe piętra, dając złudne poczucie życia w równowadze z przyrodą. W Polsce to byłoby nie do pomyślenia. Zresztą w Kraju zieleń znikła z centrów miast w ramach projektów „rewitalizacji” na rzecz podnoszącego w lecie temperaturę o kilkanaście stopni betonu. Na zdrowie…
Meksyk to miasto, od którego brzegu do brzegu można by jechać cały dzień, gdyby były widoczne jakieś jego granice. Bo miasto Meksyk zdaje się nigdy nie mieć końca, wylewając się poza kielich kotliny, przechodząc płynnie w Puebla i inne okoliczne miejscowości. Nocą, kiedy jedzie się autem, próbując wydostać się ze stolicy, nie widać kresu tego oceanu świateł.
Rajd przez Meksyk
Podróż z Jukatanu zajęła mi jakieś 27 godzin. Mniej więcej tyle co mojej grupie lot z Polski. Koszty przelotów z Cancun do Meksyku są porównywalne, jednak samolotem nie mogę zabrać w kieszeniach kilku przedmiotów niezbędnych na dalszej trasie, jak choćby nóż, widelec czy korkociąg. Poza tym lubię jeździć przez Sierra Madre, nawet nieprzyjemnie woniejącym autobusem ADO, w którym zwykle szwankuje toaleta, dławiąc publikę aż po fotel kierowcy. Tym razem był to pasażer nietrzymający moczu…
Z dworca TAPO na Aeropuerto Internacional Benito Juárez, jest kilkanaście minut metrem. Podróż metrem w CDMX to zawsze trochę przygoda. Nie żebym nie czuł się tu bezpiecznie. Po prostu trzeba mieć oczy otwarte, czuć wibracje otoczenia i… nie wyglądać jak gringo. Pamiętam, kiedy pierwszy raz w Tulum jakiś Jankes wziął mnie za Meksykanina. Śmieję się z tego do dzisiaj. Z metra na lotnisko jest jeszcze kawałek, który można przejść pieszo w jakieś 20-30 minut, albo podjechać kolektywką.
Spotkanie na lotnisku
Oczywiście wybieram spacer. A to z uwagi na stragany z żarciem, które znajdują się po drodze. Europejczykom pewnie przypominałyby slumsy – gęsto upakowane namioty, zrobione z tego co pod ręką, a czasem i co pod nogą, opalane gazem, z papierem lub folią, w którą, zamiast mycia, oprawiane są jednorazowo plastikowe naczynia i z krzesełkami, które lepią się do siedzeń. Ja jednak lubię jeść w takich miejscach, pośród normalnych ludzi…
Zachodziło już Słońce, więc po drodze przystawałem parę razy, dla zrobienia zdjęć. Nie, nie boję się tutaj wyciągać aparatu, choć może igram z ogniem. Na lotnisku w CDMX są chyba najlepsze kursy wymiany walut w całym Meksyku. Najgorsze również – zależy na jaki kantor się trafi. Nim grupa dobrała się do bagażu, zdążyłem jednak wyrobić sobie zdanie. Dobrze, bo dolar stał ostatnio niepokojąco nisko. Właściwie leżał i kwiczał, czołgał się w stronę toalety, by czule objąć muszlę zielonymi rękoma. Trzęsie się to imperium… Podróż zaczęliśmy zatem od wymiany walut po zadziwiająco dobrym kursie, jak na te trudne czasy. Dopiero potem wyszliśmy na zewnątrz, gdzie przyszła pora powitań z żarem i wilgocią meksykańskiego Altiplano.
Cienie…
Spacer przez tę samą okolicę z walizką, podobnie jak jazda metrem, nie jest już tak samo rozsądny. Walizka krzyczy z dala – halo, turysta, chodzący ATM… Nic to. Widzę, że metro robi wrażenie na tych, którzy jadą nim tu po raz pierwszy 😉 Obskurny hotel na obrzeżach Centro Historico – dzielnicy z najciekawszą i najbardziej klimatyczną postkolonialną architekturą o kilka przecznic od stacji Templo Mayor. Prawie puste o tej porze ulice. Gdzieniegdzie w cieniach przemykają… „cienie”. Głodnymi oczyma przypatrują się błyszczącej w półmroku walizce, pewnie i długim blond włosom… Mam nadzieję, że również moim butom.
Pora na salsę oraz queso fundido
Pokój z oknem na widok… tu na podziemny parking. Nic to, jak mawiał płk. Jerzy Michał – nie ja akurat w ostatniej chwili chciałem zmieniać hotel. Okolica nie zachęcała może do spacerów, jednak duch przygody pozwolił nam tylko na szybki prysznic i już ruszaliśmy w drogę. Idziemy najpierw coś zjeść, w odwrotnym kierunku, w stronę centrum. Na Plaza de la Independencia – centralny plac miasta mamy stąd ledwie kilka przecznic. Tylko pobieżnie znałem okolicę, więc idę gdzie nos poprowadzi.
Wkrótce wchodzimy tam skąd dobiegają najciekawsze zapachy. Sympatyczny Chilango namawia mnie na queso fundido – roztopiony ser. Zgadzam się, słysząc już pierwsze słowo – ser. Kątem oka chciwie popatruję na różnokolorowe salsy, eksponowane na stolikach. Jest guacamole i kosz ciepłych tortillas. Do picia standard: jamaica i horchata, na micheladę i pulque przyjdzie jeszcze czas. Przed knajpą zatrzymuje się policyjny samochód. Zawsze nieco nerwowo reaguję na policyjne mundury – bardziej nerwowo niż na „cienie”, bo znam niedobre opowieści o nich. Żadnych dobrych akurat, a bardzo złe również. Dość mechanicznie przypominam na głos, że służbom mundurowym nie robi się zdjęć 😉
El Zócalo: renesans, barok, klasycyzm i ultrabarok czyli churrigueresque
Kontynuujemy spacer na Plaza de la Constitución. El Zócalo, jak przyzwyczaiłem się je nazywać. Pora na zapoznanie z katedrą, w której zaplanowaliśmy coś na kolejne dni. Trafiamy na końcówkę jakiegoś obrzędu – procesji, która odbywała się na zewnątrz. Koniec drogi krzyżowej, jak zaraz słyszę od lepiej zorientowanych w temacie… Rząd postaci w kapturach i długich płaszczach rodem z późnego średniowiecza. W tle stoi pięknie oświetlona eklektyczna katedra. Budowana prawie 250 lat, miesza elementy renesansu, baroku oraz klasycyzmu. Zakapturzeni robią dobry klimat pod zbliżającą się Wielkanoc. Tak, zgodnie z życzeniami tę wyprawę po centralnym i północnym Meksyku zaczynamy od obchodów Świąt Wielkanocnych…
Catedral Metropolitana de la Ciudad de México… Catedral Metropolitana de la Asunción de la Bienaventurada Virgen María a los cielos… to najstarsza katedra w całym Meksyku. Pięcionawowy moloch o dwóch wysokich na 67 m, szeroko rozstawionych wieżach. Budowana w latach 1573-1813, wzniesiona na skąpanych w azteckiej krwi ruinach ich stolicy Tenochtitlan i z indiańskich podatków, stoi od dnia konsekracji o krok od zawalenia.
Z prawej strony przylega do niej Sagrario Metropolitano – Tabernakulum o przepięknej ultrabarokowej fasadzie. Wspaniały przykład churrigueresque – stylu przepakowanego kunsztownie wykonanymi zdobieniami w skali mikro i tym najbardziej przypominającego mi majański Chenes. Zbudowany z tezontle – czerwonej porowatej skały wulkanicznej jest połączony z katedrą poprzez jedną z kaplic. To sceneria na jutrzejsze obrzędy…
Solar Eclipse Run 2024, Meksyk, Durango, Sierra Madre, Chihuahua, Ojuela, Mapimi, archeowyprawy, minerały, geologia Meksyku
Nasz hotel miał całą swą dość wysoką i rozległą wystawę na południe tak, że amatorzy całkowitego zaćmienia Słońca, będą mogli nazajutrz obserwować fenomen z okien swoich pokojów. Zaraz po przebudzeniu podszedłem więc do okna, uważnie lustrując płynną warstwę chmur. Słońce przebijało się przez nią, zakładałem zatem, że w najgorszym wypadku będziemy mogli obserwować całkowite zaćmienie Słońca bez filtrów na obiektywach, jak przed laty w Krakowie. To jednak marne szanse na widok słonecznej korony czy też protuberancji w fazie totality. Hotel pełen był gości, którzy zjechali do Torreon na to wydarzenie, ja nie miałem jednak zamiaru obserwowania fenomenu z okna czy hotelowego parkingu. Niech będzie to Ojuela, Canon de Fernandez lub Vallecillos.
Las gorditas
Na śniadanie zjedliśmy gorditas. Rezygnując z zatłoczonej przez eklipserów hotelowej restauracji udaliśmy się do jednej z pobliskich jadłodajni z prostą lokalną kuchnią. Gorditas są zamiennikiem tacos na północy Meksyku, w stanach Coahuilo, Durango, Nayarit i Sinaloa. Najbardziej przypominają pupusas z Salwadoru. Ponieważ było to nasze pierwsze starcie, po pierwszej serii szybko zamówiliśmy drugą, aby przetestować wszystkie dostępne smaki. Śniadnie popiliśmy jamaicą i horchatą – lepszego wyboru nie było. Nadeszła pora, żeby się spakować i ruszać na rekonesans. By znaleźć dobry plener na zaćmienie Słońca, zaplanowaliśmy dużą pętlę, na północ, zachód, południe i z powrotem na wschód. Pustynia Chihuahua… Znajdowaliśmy się w jej południowej części, byłem zatem bardzo ciekaw widoków i terenu z legend o Dzikim Zachodzie.
Na pustyni Chihuahua
Nazwa miasta El Torreon pochodzi ponoć od wieży, która służyła tutaj do obserwacji poziomu wody w rzece Nazas. Po drodze kilkakrotnie mijaliśmy jej wyschnięte koryto. Najpierw ruszyliśmy na północ, drogą federalną 40 do Bermejillo, gdzie skręciliśmy na zachód w drogę nr 30, w kierunku Mapimi. Zatrzymaliśmy się w ejido San Isidro, przy stoiskach z minerałami zebranymi w pobliskich górach. Wspaniałe skarby lokalnej geologii mogłyby wypełnić salę niejednego muzeum.
Długo przyglądałem się okazom, jednak tuż po wyprawie #SolarEclipseRun2024 planowałem przelot na konferencję antropologiczną do Nowego Orleanu. Wożenie kamieni samolotem przy moim ekonomicznym pakowaniu się tylko w plecak na lekko nie wchodziło w grę z żalem, więc odkładałem oglądane kamienie.
Po drugiej stronie drogi ogrodzono pole namiotowe, gotowe na przyjęcie turystów eklipsycznych. Wielki banner reklamował całkowite zaćmienie Słońca, tu jednak nie było widać chętnych. Pewnie szukali noclegów przez internetowe portale, nie próbując podjąć ryzyka i zadać sobie trudu poszukania czegoś na własną rękę na miejscu. Być może nienajlepsza sława stanów Durango i Sinaloa, czy generalnie północnego Meksyku nie była tutaj bez winy? Być może takie nastały już czasy, że w życiu dostrzegamy to tylko, co pokażą nam apki ze smartfonów.
Ostatni wolni Apacze…?
Wypytałem o drogę do Ojuela – dawnej kopalni złota, obok której mieścił się słynny wiszący most, pochodzący jeszcze z XIX wieku. Lokalna społeczność ejido San Isidro pobierała tu tradycyjne lokalne myto szlabanowe. Po uiszczeniu, pomknęliśmy ku łańcuchowi górskiemu widocznemu na południe (Sierra del Sarnoso?).
Kilka kilometrów piaszczystej polnej drogi prowadziło nas ku pięknej panoramie do podnóża gór. W takim miejscu chyba mogliby się ukrywać ostatni wolni Apacze… Są legendy o tym, że pewna grupa niedobitków Mescaleros – jednego z najbardziej wojowniczych plemion Północnej Ameryki uciekła do Meksyku po upadku jednego z powstań Geronimo. Na pokonanych Apaczów polowali zarówno Jankesi jak i Meksykanie, niczym na zwierzęta, mało prawdopodobne, by przetrwali…
Nieoczekiwana przeszkoda
U podnóża gór okazało się, że, niestety, nie możemy jechać dalej, ponieważ dalsza droga uniemożliwia mijanie się pojazdów i musimy zaczekać na te, które zjeżdżają zorganizowanym konwojem z gór. Niezadowolony wysiadłem, żeby zrobić kilka zdjęć kaktusom. Zatrzymaliśmy się na krawędzi parowu, który mógł być korytem jakiegoś wyschniętego strumienia. W takich miejscach kiedyś urządzało się zasadzki 😉
Po około godzinie wreszcie dostaliśmy sygnał, że wreszcie możemy zacząć wspinać się pod górę. Przypomniano nam o ograniczeniu prędkości i tym, że nigdzie po drodze nie wolno się zatrzymywać, a w wypadku awarii auta jest kilka zatok, do których trzeba zepchnąć auto i tam niedaleko można znaleźć wodę. Brzmiało poważanie. Miałem nadzieję, że nasz chiński sprzęt nie zazipie się w bezsilności, jak zrobił to w Zacatecas.
Droga była rzeczywiście spektakularna… Pomyślałem, że przydałoby się nakręcić stąd jakiś film, niestety, pejzaż psuły wspinające się przed nami samochody. Pustynno-górskie krajobrazy robią doskonałą robotę. Duchy wymordowanych Indian błąkają się pewnie wciąż gdzieś po tej pustyni…
Ojuela – Miasteczko Duchów i kontakty z UFO
Po kilkudziesięciu minutach jazdy prawie jak w westernach zobaczyliśmy pierwsze porzucone zabudowania wymarłego miasta. Miasteczko Ojuela założone zostało w 1598 r. po odkryciu przez Hiszpanów dawnych kopalni złota i srebra w tym miejscu. Po meksykańskiej rewolucji, kontrolę nad wydobyciem przejęły związki zawodowe, jednak szybko, bo w 1928 r. porzucono kopalnię na skutek wyczerpania złóż. Odtąd dawne górnicze miasteczko jest uważane za nawiedzane przez duchy. Z legendarnym Mapimi łączyła je linia kolejowa, dokąd transportowano wydobywaną rudę. Tam z kolei podobno przylatuje UFO…
Nie-Brookliński most…
Zaparkowaliśmy na wskazanym miejscu, a następnie udaliśmy się na spacer, by zobaczyć legendarny most. Most de Ojuela zaprojektował Wilhelm Hildenbrand, a zbudowała go firma rodzinna Roeblingów – tych samych, którzy zaprojektowali i zbudowali słynny most na Brooklynie. Ukończono go w 1898 r., a w 1991 r. odbudowano, aby stanowił atrakcję turystyczną. Wiszący most de Ojuela ma 271,5 m długości, zaś odległość między rozciągającymi liny pylonami wynosi ponad 300 m. W chwili wybudowania znajdował się w pierwszej trójce wiszących mostów na Ziemi.
Przeszliśmy te kilkaset metrów przez przestworza, chłonąc widoki i wiatr, przynoszący ulgę w tym pustynnym słońcu. Sceny ze Świątyni Zagłady nasuwały się same z siebie, ale most trzymał mocno 😉 Po drugiej stronie wpadliśmy na kolejkę osób oczekujących na wejście do nieczynnej kopalni. Amatorzy indiańskiego złota i srebra?
Skarby Sierra Madre w sztolniach Ojuela
W Ojuela nadal poluje się na minerały, teraz jednak wyszukując rzadkich kolekcjonerskich okazów. Z kopalni znanych jest aż 114 różnych rodzajów minerałów, w tym głównie rzadkie arseniany, jak: adamin świecący w ultrafioletowym świetle, köttigit, który ma różne barwy w zależności od tego pod jakim kątem się na niego patrzy (pleochroizm), skorodyt, który pachnie czosnkiem, kiedy go podgrzać, legrandyt czy mimetezyt. Inne rzadkie minerały w Ojuela to: plattneryt, aurychalcyt, wulfenit, rozazyt, czy hemimorfit, a powszechnie występujące to fluoryt i kalcyt. Pochodzą stąd również sensacyjne podróbki, jak kobjaszewit i sztucznie barwione okazy hemimorfitu.
Tutaj na pewno nie będziemy oglądać zaćmienia…
Zamiast tłoczyć się w szybach porzuconej kopalni, postanowiliśmy rozejrzeć się po okolicy i, by zobaczyć lepszą panoramę mostu, wejść nieco wyżej. To piękne miejsce, widoki są wspaniałe, ale ma mocno skomplikowaną logistykę z niepewnym rezultatem. Tutaj na pewno nie będziemy oglądać zaćmienia…
W drodze powrotnej również wyrwałem pierwszy naprzód. Długo czekaliśmy na spóźniony samochód, który miał najwyraźniej problem żeby wdrapać się na górę, a my mieliśmy jeszcze sporo tego dnia do zobaczenia. Poza tym chciałem mieć z tego dobry film. Pełna zakrętów droga z poboczem marki przepaść była wymagająca, potrzebowałem do niej dwóch rąk, zatem oddałem kamerę pasażerce. Jak myślicie, jak wyszło…?
Solar Eclipse Run 2024, Meksyk, Durango, Juan E. Garcia, Torreon, Coahuilla, astrofotowyprawy, zaćmienie Słońca, całkowite, częściowe, całkowitość, totalność, zupełność, protuberancje, zorza polarna, archeowyprawy
Pora wstawać na zaćmienie Słońca…
Która tu jest godzina?
Mój telefon podaje mi zwykle ten właściwy czas, odnajdując się w danej strefie czasowej poprzez BTS-y. Są jednak miejsca, gdzie algorytm przestaje się sprawdzać, jak południowy-wschód stanu Campeche. Tam często prowadzenie przejmuje najwyraźniej mocniejszy sygnał z późniejszego o godzinę stanu Quintana Roo. Jeszcze bardziej niezrozumiale zaczął mnie oszukiwać na północy Meksyku, twierdząc, że znajdujemy się w strefie, różniącej się o godzinę od aktualnego czasu w stanach Zacatecas, Coahuilla, Durango, a później w Sinaloa, Nayarit i Michoacan. Nie wiedziałem czy smartfon nie przestawi się nagle na właściwy czas i w efekcie przestałem mu ufać. Danych, które miałem dla rozpoczęcia częściowego i całkowitego zaćmienia Słońca mogłem być również pewien dopiero, gdy fenomen się zacznie…
Take me to your secret places…
Byłem tak nakręcony, że prawie nie potrzebowałem leków, które musiałem wrzucić, żeby normalnie zasnąć. Zjedliśmy guacamole, przy solidnym akompaniamencie sals, które podróżowały z nami. Wypiliśmy kawę i wyruszyliśmy w drogę. Po raz ostatni przejechaliśmy obok lokalnej wieży Eiffle’a, tym razem w pełni oświetlonej przez Słońce. Po raz ostatni przecięliśmy Gomez Palacio i Los Angeles, mijając po drodze wysuszone koryto rzeki Nazas – ponurą zapowiedź zbliżającej się katastrofy. Częściowe zaćmienie powinno zacząć się 11:55. Do tego czasu miałem zamiar dotrzeć tak blisko Vallecillos, jak to tylko możliwe. Po drodze jednak cały czas przyglądałem się niebu… Bo niebo nad Torreon było zachmurzone.
Pomimo jak najlepszych prognoz dla stanów Durango i Sinaloa, jechaliśmy pod rozświetlonym promieniami, jednak niepokojąco gęstym całunem chmur. W kierunku Jose E. Garcia niebo zdawało się przejaśniać, choć jeszcze dalej, nad Vallecillos znowu wisiały chmury. „Take me to your secret places…” zaśpiewała Cathrine, przyspieszając sopranem bicie mojego serca. Wilczy warkot Thorsena odpowiedział jej, kiedy właśnie skręcaliśmy na zachód z drogi federalnej 49, tuż za przeciętą górą…
Pierwszy kontakt – początki fenomenu i częściowe zaćmienie Słońca
Czułem, że czas nas goni, więc zaraz za Jose E. Garcia zatrzymałem auto, żeby spojrzeć na Słońce. To było miejsce, w którym wczoraj żegnaliśmy je o zachodzie. Pośród zalanych pól, wśród tylu wodnych ptaków. Dziś ptaków było mniej – uwijały się w pobliskich zaroślach. Za to na poboczu nie byliśmy sami. Kilkoro Meksykanów podeszło się przywitać i obejrzeć nasz sprzęt. Wyjąłem w ich kierunku specjalne okulary, jednak okazało się, że wszyscy mają podobne. Pokazałem im zatem kilka pierwszych zdjęć – Księżyc właśnie zaczął połykać tarczę Słońca!
Następnie sprawdziłem godzinę, żeby potwierdzić czas. Trwożnie rozejrzałem się po całunie chmur, oceniając kierunek wiatru. Nie było sensu jechać dalej do mego Vallecillos. Od tajemniczej atmosfery opuszczonej wioski ważniejsze w tym momencie były szanse na przejrzyste niebo. A może ruszyć w kierunku stolicy stanu Durango, wzdłuż drogi federalnej..? – zastanawiałem się, spoglądając w tamtym kierunku. Zostajemy tutaj! – podjąłem wreszcie ostateczną decyzję. I niech się dzieje co chce…
Picacho – Góra Wieloryba
W kierunku przeciętej góry ustawiłem kamerę. Z tej strony nie wyglądała zresztą na przeciętą – tamten widok znaliśmy od strony drogi z Torreon. Tutaj prezentowała nam swoją najbogatszą elewację. Od Meksykanów dowiedzieliśmy się, że nazywają ją Picacho albo Górą Wieloryba. Chciałem zarejestrować to, czego nie udało mi się uchwycić w Becan: zapadanie ciemności, nagły spadek natężenia słonecznego światła, praktycznie niezauważalny w trakcie obrączkowego zaćmienia Słońca. Chciałem uwiecznić to w jaki sposób zmienia zachowanie przyroda. O ile w jakiś zmienia… Następnie wróciłem do obserwacji Słońca.
Gdzie są plamy?
Mniej więcej w centrum tarczy widać było zespół położonych blisko siebie dość dużych ciemnych plam i jeszcze jedną mniejszą po lewej stronie na dole. Wszystkie pozostałe, które wpędziły mnie w takie zdumienie w ruinach Nakum, w Gwatemali w przeciągu dwóch tygodni zniknęły. Zmniejszało to nadzieje na protuberancje, rozbłyski i koronalne wyrzuty masy (CME). Aktywność Słońca mierzona ilością plam i rozbłysków zachodzi w cyklach o czasie trwania średnio około 11 lat (zaobserwowano zarówno cykle 8-letnie jak i 14-letnie). Duża ilość plam zdarza się przy maksimum cyklu. Koronalne wyrzuty masy, jeżeli zostaną wystrzelone w stronę Ziemi, wywołują piękne polarne zorze. Co chwilę odrywałem wzrok od aparatu, żeby ocenić chmury. Czarny dysk Księżyca tymczasem coraz głębiej wsuwał się na słoneczną tarczę…
„Te ostatnie zaćmienia słońca i księżyca nie wróżą nam nic dobrego; nauka przyrody może sobie tutaj rozumować tak czy owak, samą przyrodę biczują przecież ich skutki.” – William Shakespeare, 1606, Król Lear (tłum. Jan Kasprowicz)
To moje drugie zaćmienie Słońca w Mezoameryce. Nie czyni mnie to ekspertem, bo dwa to nieduża próbka danych, jednak pozwala wnosić pewne spostrzeżenia. W pobliżu naszego stanowiska biegł rów melioracyjny. Tuż za nim rosło kilka drzew, albo większych krzewów. Wśród zarośli śpiewały ptaki. Jak na tę porę dnia całkiem dużo ptaków. Na kilka minut przed całkowitością zaćmienia, aktywność wokalna ptaków zdawała się znacznie wzrosnąć. Normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby nie podobne wydarzenie, jakie przeżyłem w Becan.
Tam wprawdzie było to tylko zaćmienie obrączkowe, więc spadek jasności słonecznego światła w trakcie anularności nie był tak ogromny. Jednak chwilę przed kluczowymi minutami nad piramidą VIII w Becan znalazła się nagle cała masa owadów, zaś w zaroślach na tyłach nagle zaktywizowały się ptaki. Wtedy zaklasyfikowałem to jako zwykły przypadek – koincydencję wywołaną wiatrem albo wcześniejszym przejściem chmury. Teraz zacząłem się zastanawiać czy nie jest to reakcja podobna do tej, jaką ptaki odpowiadają na zachodzące Słońce. W chwili nastania zupełności wszystko nagle ucichło.
Magia
Nie myślałem jednak w tej chwili o przyrodzie. Drugi kontakt! Totalność, całkowitość, zupełność… później będę się zastanawiał jak zgrabnie przetłumaczyć angielskie totality! Teraz wpatrzony w wizjer aparatu wypatrywałem fenomenów solarnych. Wypatrywałem gwiazd, które miały się teraz ukazać, a nawet komety 12P/Pons-Brooks, którą bez nadziei próbowałem złowić przez ostatnie tygodnie w Gwatemali i różnych częściach Meksyku. Poczułem straszny zawód, gdy nagle wszystko zgasło. Po prostu zgasło i wypełniło się ciemnością. To wszystko?! Czyżbym miał tyle szczęścia co Heweliusz, któremu w chwili maksimum fenomenu 12 VIII 1654 roku Słońce całkowicie zasłoniły chmury?! W nagłej chwili olśnienia, przypominając sobie uprzednie obrączkowe zaćmienie, zerwałem filtr z obiektywu. Wtedy ujrzałem magię!
Korona słoneczna i protuberancje
Księżyc przesłonił fotosferę. Gdy główne światło zgasło, nasze oczy i obiektywy ujrzały złotą koronę Słońca. Ciernistą zorzę plazmy, rozchodzącej się promieniście wokół czarnego kręgu. Zapierała dech! To nie był zloty pierścień ognia, który widziałem na niebie w trakcie obrączkowego zaćmienia w Becan. W wizjerze aparatu okazała się mieć też znacznie bardziej skomplikowaną strukturę. Jedwabista poświata z ciemniejszymi smugami gdzieniegdzie. Znamienne, że wbrew wszelkim intuicjom temperatura korony to kilka milionów kelwinów versus tylko kilka tysięcy w oślepiająco jasnej fotosferze…
Po lewej stronie czarnej tarczy Księżyca, mniej więcej od godziny ósmej aż po jedenastą pojawiły się nagle karmazynowe światła. Wykwity te rosły, skręcały się i wiły, tworząc fantazyjne kształty. To protuberancje będące wynikiem działania pola magnetycznego Słońca na słoneczną koronę. Potężne włókna plazmy wyciągające się setki tysięcy, a największe z nich nawet dwa miliony kilometrów od fotosfery. Zaplatane w łuki koronalne, pętle i proporce odcinały się ametystowym kolorem na tle znacznie rzadszych, choć znacznie gorętszych cząstek plazmy w koronie Słońca..
Światło się mroczy…
Oderwałem na chwilę wzrok od wizjera, aby spojrzeć własnym okiem na czarne Słońce. Niedaleko od ciemnej tarczy Księżyca skrzył się punkt światła – Wenus. Skierowałem obiektyw w tę stronę, nie robiąc sobie jednak nadziei na jakieś wielkie zdjęcie wenusjańskich faz. Po lewej stronie Księżyca/Słońca inny jasny obiekt… To Jowisz, kolejna z planet. Pozostałe, jak Saturn, Merkury i Mars nie przebijały się przez chmury. Nigdzie nie widać też komety… No nic, zobaczenie Pons-Brooks w takiej chwili byłoby doskonałe, nie jest jednakże najważniejsze. Zatoczyłem wzrokiem na świat wokół mnie. Zmienił się nie do poznania. W tej chwili mógłbym łatwo uwierzyć, że znalazłem się na całkiem innej planecie, w innym uniwersum, gdzie stałe fizyczne mają inne wartości…
Przez chwilę biłem się z myślami, czy nie wymienić szybko obiektywu na szerokokątny, by uwiecznić ten inny świat. Zmiana ta jednak to ryzyko, że coś mi umknie z rzeczy, które dzieją się teraz na Księżycu/Słońcu i fakt, że teleobiektyw z konwerterem muszę ostrzyć ręcznie, więc po ponownej zmianie, nie będę pewien jakiś czas czy jest ustawiony poprawnie, a może nawet w ogóle nie uda mi się go ustawić w wąskim paśmie czasu, jaki pozostało nam do końca zaćmienia?! Zamiast tego wyciągnąłem zatem z kieszeni telefon – decyzja, której później przyjdzie mi żałować…
Krawędź umbry
Dopiero kilka dni później, analizując zdjęcia z telefonu zrozumiałem, że złoty pas światła, jarzący się niczym niebo na wschodzie i o wschodzie Słońca, który widziałem dookoła to krawędź umbry – cienia rzucanego przez Księżyc. Słońce nie może przecież wschodzić we wszystkich kierunkach na raz! Szczególnie, kiedy wisi właśnie tam wysoko na niebie, zasłonięte na kilka chwil tylko ciemną tarczą Księżyca. Cień Księżyca, dotykając Ziemi, ma średnicę tylko około 200 km. Dlatego tak szczęśliwi są ci, którym uda się znaleźć w odpowiedniej chwili w samym jego środku spektaklu… 😉
Czarne Słońce
Protuberancje, które wiły się tak wspaniale wzdłuż lewej krawędzi tarczy Księżyca, zaczęły się zmniejszać. Nagle pojawiła się nowa, po prawej, na około szesnastej trzydzieści. W miarę upływu czasu karmazynowe macki z lewej strony tarczy Księżyca zanikły, zaś ta po prawej urosła. Zaraz wykwitły kolejne na czternastej, szesnastej i czternastej trzydzieści. Przyglądałem się im z zachwytem, zastanawiając się czy ich zanik po lewej oraz rozkwit po prawej to efekt przesuwania się Słońca poza czarną tarczą Księżyca? W każdym razie rosły i zmieniały się błyskawicznie. Gdyby tak, któraś z nich raczyła teraz wybuchnąć…
Rozbłyski, wyrzuty masy i słoneczne wiatry
Rozbłyski na Słońcu i koronalne wyrzuty masy (CME) generują zabójcze promieniowanie i sztormy naładowanych cząstek, pędzących przez Układ Słoneczny z niesamowitą prędkością 700-1000 km/s. Możemy obserwować ich efekty jako piękne zorze, jednak gdyby nie odległość i warstwa ochronna naszej atmosfery, które chronią nas przed wysokoenergetycznym promieniowaniem rtg i gamma oraz ziemskie pole magnetyczne, które odchyla słoneczne wiatry, życie na Ziemi mogłoby zostać zmielone w jednej chwili.
W wyniku działania pola magnetycznego Ziemi wiatr słoneczny, składający się z pędzących z olbrzymią prędkością naładowanych cząstek odchylany jest w okolice biegunów planety. Obserwujemy je wtedy jako burze magnetyczne i zorze polarne (aurora boralis od bieguna północnego i aurora australis wokół południowego). Silne rozbłyski na Słońcu i powstające w ich wyniku burze magnetyczne mogą doprowadzić do uszkodzenia sieci energetycznych (zapłon transformatorów) czy uszkodzenia okrążających planetę satelit
Korale Baily’ego
Ostry blask nagle uderzył mnie w oczy. Koraliki Baily’ego – pierwsze promienie Słońca przebijające się między nierównościami na powierzchni Księżyca były jasne niczym strzały z blastera. W okamgnieniu ten inny wszechświat zniknął, nagle zamieniając się w nasz, ten dobrze znany. To, czego doświadczyłem w trakcie całkowitości stało się teraz nagle tylko niewiarygodnym cieniem. Niczym wspomnienie snu, którego za nic nie jesteśmy sobie w stanie przypomnieć szczegółach. To wrażenie już że mną pozostanie, od czasu do czasu wywołując niepokój, bliżej niezrozumialą potrzebę przeżycia ponownie czegoś, czego nie pamiętam…
Pierścień z diamentem
Mrużąc oczy, wykonałem na ślepo jeszcze kilkanaście zdjęć, zanim założyłem z powrotem filtr na teleobiektyw. Korale Baily’ego zlały się tymczasem w jeden większy kamień. Słońce rzeczywiście wyglądało teraz niczym pierścień z diamentem.
Potęga naszej dziennej gwiazdy jest przeogromna, a mimo to kompletnie nie doceniamy jej na co dzień. Ziemia kręci się wokół Słońca w odległości ~150 milionów km. Gdyby pomniejszyć Układ Słoneczny 10 miliardów razy odległość między Ziemią, a Słońcem wynosiłaby 15 m. Ziemia miałaby wtedy jednak rozmiar główki od szpilki. Zdumiało mnie jak niewiele tego słonecznego światła potrzeba aby w dzień było „jasno jak w dzień”. Można przekonać się o tym dopiero przy zaćmieniu Słońca.
Ostry sierp Słońca
Nie trzeba wiele Słońca, aby Księżyc stał się przy jego świetle ledwie słabo wyraźnym cieniem. Filtr zaś pozwolił dojrzeć ostry sierp Słońca, tryumfalnie powracającego na meksykańskie niebo. Przy sierpie Słońca zniknęły protuberancje i słoneczna korona, które poza zaćmieniami obserwować można do pewnego stopnia tylko przy zastosowaniu koronografu. Pewnie wiecie, że największe urządzenie tego typu znajduje się w Polsce, w Białkowie, a polscy heliofizycy należą do czołówki wśród zespołów starających się wyjaśnić mechanizmy rządzące zadziwiającą słoneczną pogodą 😉
Całkowite zaćmienie Słońca w Meksyku 8 IV 2024
8 kwietnia 2024 roku totalność w stanie Durango trwała ledwie niecałe cztery i pół minuty. Dla tych czterech i pół minuty warto było przelecieć przez ocean i przejechać pół kontynentu. Mimo całunu chmur, który w każdej chwili mógł się okazać zbyt gęsty. Całkowitość zostawiła po sobie pustkę – wspomnienie bezbrzeżnej ekscytacji i wrażenie bliżej nieokreślonej utraty. Tego nie czułem po zaćmieniu anularnym. Teraz wiedziałem, że po prostu muszę przeżyć kolejne, kolejne i kolejne… Mknąc w pogoni za nieuchwytnym cieniem – kilkoma minutami spędzonym w innym świecie, tak odmiennym i niewiarygodnym, że wymyka się nawet pamięci, pozostając niepokojącym wspomnieniem po wspomnieniu… Jak zapach perfum na poduszce, przywołujący wspomnienia po kobiecie, której nie widziało się od dekad.
Solar Eclipse Run 2024, Meksyk, Durango, de Ojuela, Mapimi, Vincente Suarez, Grutas del Rosario, Vallecillos, Cerro Colorado de Piedra Caliza, Salamanca, Juan E. Garcia, Los Angeles, Gomez Palacio, Torreon, Coahuila, astrofotowyprawy, zaćmienie Słońca, archeowyprawy
Zaćmienie Słońca to zjawisko wyjątkowe i nie tylko astronomiczne. Poza troglobiontami –stworzeniami żyjącymi w jaskiniach oraz ekstremofilami z oceanicznych głębin żyjących w okolicach kominów geotermalnych życie na Ziemi jest uzależnione od Słońca. Od chwili narodzin aż do śmierci tętni w jego rytmie. Bez ostrzeżenia pozbawione Słońca stwierdza, że otacza je nagle inna, niezrozumiała rzeczywistość. Dla istot, których mózgi racjonalizują w tle ustawicznie wszystko to, co jest dla nich niewygodne, niezrozumiałe bądź przykre, nagłe znalezienie się w takim zupełnie innym świecie to przeżycie mistyczne. Miałem za sobą przedsmak takiego wydarzenia, obserwując obrączkowe zaćmienie Słońca w 2023 roku. Na oprawę tamtego spektaklu wybrałem piramidy Majów na stanowisku archeologicznym Becan (Campeche, Meksyk, Jukatan). Nic dziwnego, że na całkowite zaćmienie Słońca również postanowiłem poszukać wyjątkowego miejsca – wybrałem Vallecillos w stanie Durango, w Meksyku.
Północna część Meksyku nie jest tak obfita w stanowiska archeologiczne jak Mezoameryka. W trakcie podróży na północ udało nam się wprawdzie zwiedzić kilka niesamowitych miejsc, jak Tancama w stanie San Luis Potosi czy La Quemada w stanie Zacatecas. W planach mieliśmy jeszcze Las Labradas w stanie Sinaloa i La Ferreria w Durango, jednak tutaj, na pograniczu stanów Coahuilla i Durango nie mogłem liczyć na nic równie godnego. Pozostawała przyroda, piękne krajobrazy, góry – wszechobecne tu Sierra Madre, byle nie za blisko tak, by nie było chmur. Po zakończeniu przygód na wiszącym moście de Ojuela w kanionie obok nawiedzanego przez kosmitów Mapimi, wyruszyliśmy więc okrężną drogą powrotną do Torreon w poszukiwaniu takiego właśnie miejsca.
Mapimi i kosmici na pustyni Chihuahua
Szlak nasz prowadził na zachód, drogą federalną 30, przez miasteczko Mapimi położone wśród gór. Tuż za nim jednak odbiliśmy na południe. W planie miałem szpilkę na mapie – niewielkie osiedle Vallecillos. Wedle mojego rozeznania miała to być równina z łańcuchami górskimi po czterech stronach świata. I tak jak chciałem – nie za blisko, dając szansę na jak najczystsze niebo. Ku memu zaskoczeniu jednak, wkrótce skończył się asfalt, zamieniając się w drogę z luźno rozrzuconego kamienia. Tego nie było w planach!
Do Torreon, odległego o ponad 80 km, czy wspomnianego Vallecillos czekał nas ładny kawał drogi. Z mapy wnioskowałem, że jeśli cała trasa przed nami wyglądać będzie w ten sposób, do Vallecilos musimy przejechać po kamieniach ponad 30 km, a potem jeszcze jakieś 20 km do drogi federalnej 49. Nie było sensu zwlekać, jeśli chcieliśmy znów zobaczyć asfalt przed zachodem Słońca. W górach zachody przychodzą zwykle wcześniej…
Tak dotarliśmy do pełnego życia, zlokalizowanego przy głównej drodze Vincente Suarez. Ostatnie miejsce, w którym można byłoby kupić coś do jedzenia, lub spytać o wachę, albo o kosmitów. Nie chciałem pytać o drogę, jedzenia, picia i benzyny mieliśmy ile trzeba, tak nawet żeby zostać na noc gdzieś w terenie, a na rozmowy o UFO nie miałem dzisiaj nastroju. Ludzie spoglądali na nas z zainteresowaniem, które mogło być równie zdrowe jak i niebezpieczne. Długie blond włosy na prawym siedzeniu musiały rzucać się w oczy, niewielkie chińskie auto w krainie półciężarówek najpewniej również. Może i nawet obstawiali za ile kilometrów będzie można szukać rozwalonego samochodu? Przecież jesteśmy w Durango, stanie „uważajcie tam na siebie” i „ja bym tam nie jechał, choćby mi płacili”. Przejechałem na tyle wolno, by nie podnosić pyłu, ale nie na tyle, bo komuś mogło przyjść do głowy, że zastanawiam się nad drogą. Stary odruch z niektórych polskich miast…
Na pustyni Chihuahua
Po obu stronach horyzont zasłaniały góry, zaś od drogi do gór ciągnęły się pastwiska. Konie, bydło, groteskowo kwitnące juk, sterczące na zdrewniałych kaudeksach, a czasami kaktusy. Słońce gotowało się już powoli do zanurkowania w jaskini. Tym bardziej zależało mi, żeby jak najszybciej dotrzeć do Vallecillos, a najlepiej na drugą stronę, do drogi federalnej z porządną nawierzchnią. Bonusem mógł być zachód Słońca, jednak ten nie zapowiadał się spektakularnie. Słońce po prostu zniknie za łańcuchem gór w czystym powietrzu bez mgieł, chmur i światłotrysków. Dolina, przez którą jechaliśmy wypełniła się za to miękkim złotem. Skąd moje uprzedzenia do jazdy po kamieniach? Większość moich znajomych ma z tego powodu popękane szyby, więc bardzo chciałem sobie tego wydatku oszczędzić.
Drogowskaz wskazał w bok na Grutas del Rosario – jaskinię krasową, przebogatą w nacieki. Dopóki nie ma tam archeologii to bardzo chętnie, ale akurat nie dzisiaj. Vallecillos zaskoczyło nas ścianami z cegły adobe. Ścianami pozbawionymi okien, dachów i drzwi… Porzucone osiedle, wymarłe nie wiadomo jak dawno temu, ale chyba niedawno. W ogrodach wciąż jeszcze masa żywych, kolorowych kwiatów, o które nikt nie dba. Góry okazały się jednak być w tym miejscu zbyt blisko. Konkretnie jedna: Cerro Colorado de Piedra Caliza. Pojechaliśmy dalej, zanurzając się w rzucany przez nią cień. Zdążymy wydostać się przed zachodem Słońca?
Opuszczona wioska Vallecillos i zachód Słońca
Zdążyliśmy, jednak tak, jak przewidywałem zachód nie był spektakularny. Po drodze wjechaliśmy też na asfalt w osadzie Salamanca. Zrządzeniem losu w miejscu, w którym stanęliśmy było kilka zalanych wodą pól. Wodne ptactwo przemieszczało się wszędzie, żegnając odchodzący dzień. Tuż nad nami przeleciało spore stado ibisów, których pojedyncze sztuki tylko dobrze znałem z rozlewisk Ria Lagartos na odległym Jukatanie.
Ostatnie promienie światła ciepło odbijały się w wodzie. Choć staliśmy na drodze, perymetr był bardzo malowniczy. Szczególnie góra na wschodzie, która w trakcie drogi powrotnej do Torreon zdawała się być z boku jakby przecięta na pół. W ten sposób Słońce samo wybrało nam miejsce na jutrzejszy fenomen. Gdzieś między Salamanca a Juan E. Garcia, gdzie wyczaiłem stację benzynową z dość dobrą ceną za paliwo. Będzie jak znalazł na napełnienie baku przed czekającym nas po zaćmieniu dwustukilometrowym rajdem przez Durango.
Wracając do Torreon w stanie Coahuila, przejechaliśmy po raz drugi przez Los Angeles – miejscowość, w której podziwiałem wczorajszy zachód Słońca, tankując oraz Gomez Palacio – ostatnie miasto w Durango, graniczące z Torreon przez wysychającą rzekę Nazas i dlatego znacznie częściej obecne na drogowskazach. Na przedmieściach przywitała nas ta sama, podświetlona na niebiesko wieża Eiffle’a. Bez względu na to jak bardzo wolno starałem się przejechać, na moście przez rzekę strzeliła mi fotkę kamera. Ta sama – najwyraźniej rejestrowała wszystkich wjeżdżających. Uspokoiło mnie to odpychając wizję mandatu.
Powrót do El Torreon
Na nocleg stanęliśmy w prawdziwym meksykańskim motelu – takim z pokojami rozmieszczonymi dookoła parkingu. Nie było gdzie zagotować wody, ale sprytny majordomus zaprowadził mnie do buchającej gorącą wilgocią pralni. Tutaj wśród kręcących się bębnów stała mikrofalówka. Niepodłączona nawet… Ucieszyłem się, mogąc zrobić z niej użytek, bowiem zaczął mnie męczyć pewien nawracający problem i chciałem przyrządzić sobie lekarstwo. Nie pamiętam co jedliśmy na kolację – wieczór upłynął pod znakiem ładowania baterii, czyszczenia obiektywów, matryc i sprawdzania kart. Wyprawa Solar Eclipse Run 2024 zbliżała się do maksimum.
Całkowite zaćmienie Słońca w Meksyku — rajd przez 12 meksykańskich stanów, szlakiem kultury, przyrody i stanowisk archeologicznych
Tutystyka zaćmieniowa: D.F., Mexico, Hidalgo, Queretaro, San Luis Potosi, Zacatecas, Coahuila, Durango, Sinaloa, Nayarit, Jalisco, Michoacan, Teotihuacan, Tula, El Cerrito, Tancama, La Quemada, La Ferreria, Las Labradas, Los Torilles, Tzintzuntzan, Meksyk, Jalpan de Serra, Guadalupe, Mazatlan, Tlaquepaque, Tequila, Guadalajara, Morelia, Vallecillos, Canon de Fernandez, Nevado de Toluca
Solar Eclipse Run 2024 to kolejne wielkie osiągnięcie Archeowypraw 🖖🤠 Nie co dzień mamy okazję, by połączyć niecodzienne, bo przecież bardzo specyficzne zwiedzane Meksyku i Mezoameryki z czymś jeszcze bardziej wyszukanym i co tu kryć — elitarnym. Do takich amalgamatów należeć może nurkowanie jaskiniowe, rejsy żaglowe, bądź pierwsze kroki po drugiej stronie lustra wody i podwodnego świata. Najbardziej wyszukanym składnikiem koktajlu jest jednak turystyka zaćmieniowa, ze względu na wyjątkową rzadkość zjawiska.
W październiku 2023 r. trafiła nam się pierwsza taka okazja w formie pierścieniowego zaćmienia Słońca nad półwyspem Jukatan. W kwietniu 2024 r. mieliśmy niesamowite szczęście, by móc powtórzyć, a nawet przebić ten program. Trafiło nam się bowiem nad północnym Meksykiem zaćmienie całkowite!! 🖖🤠 O tym czym różni się zaćmienie obrączkowe (anularne) od całkowitego przekonajcie się sami, czytając nasze relacje
Oczywiście postanowiliśmy połączyć w doskonale wyważonych dawkach astrofotografię zaćmieniową z solidną porcją zwiedzania kolonialnych miast i stanowisk archeologicznych, szans do zapoznania się z meksykańską kulturą, pejzażami i kuchnią. Wyprawa Solar Eclipse Run 2024 to 3491 kilometrów przejechanych wspólnie samochodem przez 12 stanów Meksyku, spora liczba kilometrów przespacerowanych na butach po miastach, miasteczkach, muzeach i stanowiskach archeologicznych plus… kilka kilometrów przelecianych balonem nad potężnymi piramidami Teotihuacan 🖖🤠 Tym razem nigdzie nie pływaliśmy, ani nie nurkowaliśmy 😉
Solar Eclipse Run 2024
Poniżej kilka środkowych rozdziałów z relacji, która będzie rozrastać się w miarę montowania filmów i wywoływania zdjęć. Na razie kilka dni przed, w trakcie oraz tuż po zaćmieniu oraz preludium z samego początku wyprawy 🙂
Kto zgadnie jakiej muzyki słuchaliśmy przed zaćmieniem? 😉
Wyprawa Solar Eclipse Run 2024 była wyjątkowa długa i pełna wrażeń. Relacja wciąż powstaje i będzie powstawać co najmniej równie długo 😉 Proszę zatem zaglądać tutaj od czasu do czasu 🖖🤠
Solar Eclipse Run 2026 i Solar Eclipse Run 2027
Zaćmienie Słońca wciąga jakby na drugą stronę lustra. Choć przebywać tam można ledwie kilka minut, wrażenie obcości jest tak niesamowite, że wspomina się je jakby kątem oka, na poziomie trudnym do zwerbalizowania. Nic dziwnego, że ci, którzy raz przeżyli ten fenomen niestrudzenie szukają kolejnych okazji, by znów choć na chwilę znaleźć się po tamtej stronie. Już teraz planujemy kolejne archeowyprawy na całkowite zaćmienie Słońca w nadchodzących latach. Będzie bardzo astro i nie mniej archeo 😉
Obrączkowe zaćmienie Słońca 14 października 2023, jakie obserwowaliśmy w ruinach Majów, na stanowisku archeologicznym Becan w południowo-wschodnim Campeche (Meksyk), rozbudziło apetyt na jak najczęstsze obserwacje podobnych astronomicznych fenomenów. Po udanej realizacji pierwszej astrofotowyprawy, proponujemy zatem kolejne, w innej części Meksyku, z nowymi atrakcjami na trasie.
Całkowite zaćmienie Słońca jest jeszcze bardziej spektakularne od obrączkowego, ze względu na związany z nim widok korony słonecznej. Zdaniem naocznych świadków jest to najbardziej niesamowite przeżycie i najbardziej spektakularny widok jaki może zaserwować nam niebo. Szczęśliwym zrządzeniem obrotów sfer niebieskich, kolejne zaćmienie wydarzy się już wiosną 2024 r. Nie ominie Meksyku, choć nie będzie widoczne nad Jukatanem. Jest to wspaniały pretekst do odwiedzenia innych części tego olbrzymiego i bogatego kulturowo Kraju.
Rajd przez centralny i środkowy Meksyk
Wiosenną wyprawę na całkowite zaćmienie Słońca w Meksyku zaczniemy tym razem od miasta Meksyk – Ciudad de Mexico, zwanego przez Meksykanów CDMX. Chętnych odbierzemy z lotniska w wigilię Świąt Wielkanocnych, których obchody w stolicy Meksyku należą do legendarnych. Przy okazji odwiedzimy również najwspanialsze muzea kultury, archeologii i antropologii oraz ruiny Tenochtitlan.
Następnie wyruszymy na północ, by zobaczyć ruiny najpotężniejszych ośrodków cywilizacji Mezoameryki, które decydowały w swoich czasach o kształcie i losach tej części świata: tolteckiej Tuli i tajemniczego Teotihuacan. Zobaczymy potężne piramidy Słońca i Księżyca, wielką drogę, która przez postklasycznych Azteków, którzy znaleźli porzucone od kilkuset lat ruiny Teotihuacan, Aleją Umarłych oraz Cytadelę – zagadkowy kompleks architektoniczny, którego kopię (z dokładnością do orientacji astronomicznej) odkryto niedawno w Tikal w Gwatemali. Nad Teotihuacan przelecimy się balonem, ale na stanowisku spędzimy pewnie cały dzień, zaglądając w przeróżne jego zakamarki.
Tula, legendarna stolica Tolteków, najbardziej słynie z tego, że spora część jej budynków została skopiowana w Chichen Itza, w meksykańskiej części półwyspu Jukatan. Choć, jak zwracają uwagę niektórzy archeolodzy – ich datowania wzajemne są wątpliwe i tak naprawdę nie wiadomo dokładnie, które budynki są starsze… 😉
W dalszej drodze na północ przejedziemy przez kolonialne miasta i współczesne stolice meksykańskich stanów, jak Santiago de Querretaro, gdzie zobaczymy m.in. stanowisko archeologiczne El Cerrito, San Luis Potosi ze stanowiskiem archeologicznym Tancama, Zacatecas, gdzie odwiedzimy stanowisko archeologiczne La Quemada i Durango ze stanowiskiem archeologicznym La Ferreria.
W okolicach Durango, w pobliżu trasy maksimum fenomenu, zasadzimy się na całkowite zaćmienie Słońca (nie zdradzamy konkretnej miejscówki). Z Durango wracać będziemy przez słynny most Puente Baluarte Bicentenario, Mazatlan, gdzie zobaczymy słynne petroglify Las Labradas, stanowisko archeologiczne Ixtlán del Rio, Tequilę, Guadalajarę, gdzie zobaczymy Tlaquepaque i Zapopan, stanowisko archeologiczne Tzintzuntzan, Morellę, wulkan Nevado de Toluca. Wreszcie wrócimy do Meksyku – do miasta Meksyk…
Całkowite zaćmienie Słońca nad Meksykiem 2024
Cień Księżyca w trakcie wiosennego całkowitego zaćmienia Słońca nad kontynentem Ameryki Północnej dotknie jego brzegu w Mazatlan w stanie Sinaloa, na zachodnim wybrzeżu Meksyku. Całkowite zaćmienie Słońca potrwa w tym miejscu 4 minuty i 14 sekund. Maksimum całkowitego zaćmienia będzie miało miejsce w pobliskim Nazas w stanie Durango i Zaragoza w stanie Coahuila. Faza całkowita potrwa tam aż 4 minuty i 27 sekund. Całkowity czas trwania fenomenu wraz z fazami zaćmień częściowych we wszystkich trzech miejscowościach potrwa 2 godziny i 41 minut. Wszystko w okolicach południa, kiedy Słońce będzie znajdować się wysoko na nieboskłonie.
Dlaczego nie warto czekać na kolejne zaćmienia w Polsce? Najprostsza odpowiedź brzmi: ponieważ ich tam nie będzie aż do 8 czerwca 2681 r. To chyba trochę za długo? 😉
Rok 2023 w ALPHADIVERS obfitował oczywiście we wspaniałe ARCHEOWYPRAWY ale również w emocjonujące wydarzenia astronomiczne Rok rozpoczęliśmy od dłuższego dwutygodniowego objazdu meksykańskiej części półwyspu Jukatan, który przeciągnęliśmy na Belize i Peten w Gwatemali. Wyprawa dotarła aż do Tikal, gdzie spędziliśmy trzy dni, uczciwie zwiedzając stanowisko. Stało się to inspiracją do napisania czterech artykułów dotyczących historii Tikal, które ukazują się na portalu „Archeowieści„. Kulminacją rajdu był jednak tygodniowy rejs po Morzu Karaibskim pod banderą Na żagle z Hołkami – jeśli szukacie dobrych rejsów, nie tylko po Karaibach, to nie szukajcie dalej
Kolejne wyprawy objazdowe po meksykańskiej części półwyspu Jukatan były już łączone z nurkowaniem kawernowym. Meksykańskie Cenoty to niewątpliwie najwspanialsze nurkowiska na Ziemi pod względem gry świateł i wystroju wnętrz. Najbardziej cieszyła jednak zrealizowana przy tej okazji zaległa podróż poślubna – gorące pozdrowienia dla Ani i Mateusza Było wiele okazji do rozmów o architekturze, w trakcie przemierzania regionów: Rio Bec, Chenes i Puuc. Nie zabrakło też wielkich piramid w stylu Peten w Becan czy Calakmul. Pamiątkę z tej podróży już zawsze można będzie znaleźć w „Archeologii Żywej” 3 (98) 2023.
ASTROWYPRAWY ALPHADIVERS to nowa jakość na rynku Udało nam się zrobić wspaniałe zdjęcia obrączkowego zaćmienia Słońca nad Meksykiem w Becan. Rozpaliło to apetyt na fenomeny astronomiczne. Nic więc zatem dziwnego, że w kwietniu 2024 planujemy kolejną astrowyprawę, tym razem na całkowite zaćmienie Słońca nad północnym Meksykiem, zaś w międzyczasie udało nam się odwiedzić archeoastronomicznie Stonehenge, a następnie śladami Johannesa Keplera i Tychona Brache Pragę. Jesienią sporo czasu spędziliśmy w rezerwacie Sian Ka’an, gdzie prócz niezwykłej turystyki znalazł się wreszcie jakiś czas i na ruiny Majów. W 2023 wspólnie realizowaliśmy marzenia i tego samego życzymy Wszystkim w bieżącym roku 2024
Zaćmienie Słońca to najbardziej niesamowity z fenomenów astronomicznych, jakie są możliwe do obserwacji na powierzchni Ziemi. Śmiało można stwierdzić, że fascynował on człowieka od zawsze. Źródłem tej ekscytacji była (po drugie) trudna, ale możliwa do wyliczenia powtarzalność zjawiska – wiedza daje władzę nad niewyedukowanym tłumem (cykl saros). Pierwszorzędną przyczyną jest jednak niesamowitość tego wydarzenia. Budzi ona podobno w ludziach atawistyczny strach. Do zaćmienia Słońca dochodzi jedynie podczas nowiu, w momencie kiedy Księżyc, naturalny satelita Ziemi, znajdzie się w syzygium – dokładnie na linii prostej pomiędzy Ziemią a Słońcem. Skoro nów jednak, zgodnie z cyklem synodycznym Księżyca, zachodzi co 29,5 dnia, dlaczego nie obserwujemy zaćmień Słońca w czasie każdego nowiu? Spróbujcie przypomnieć sobie kiedy na własne oczy oglądaliście ostatnie… Czemu zaćmienie Słońca to taka wielka rzadkość?!
Kiedy smok czai się na Słońce i Księżyc
Orbita Księżyca, niestety, jest nachylona do orbity Ziemi pod kątem nieco ponad 5˚. W efekcie Księżyc rzadko przechodzi przez syzygium w takcie nowiu. Jego stożkowy cień zbyt często mija wtedy Ziemię. Orbity Ziemi dookoła Słońca oraz Księżyca dookoła Ziemi przecinają się zatem w tzw. punktach węzłowych (zwanych głową i ogonem smoka – łac: caput draconis i cauda draconis). Do zaćmienia może dojść tylko wtedy, kiedy Księżyc znajdzie się w jednym z tych punktów (smok połyka Słońce). Daje to na powierzchni Ziemi od dwóch do pięciu zaćmień Słońca w ciągu jednego roku tropikalnego. Zważywszy niewielki rozmiar cienia Księżyca na powierzchni Ziemi oraz jej obrót dookoła osi i zmiany nachylenia, wywołujące pory roku, niełatwo załapać się na zaćmienie Słońca dwa razy w tym samym miejscu w ciągu jednego życia! Ostatnie pełne zaćmienie Słońca w Warszawie miało miejsce 28 lipca 1851 r. Kolejne wydarzy się tam dopiero 8 czerwca 2681 r. Dlatego ludzie, chcąc obserwować Księżyc połykający Słońce, podążają za Księżycem i Słońcem…
Łowcy zaćmień i turystyka umbralna
Astronomia i archeologia to nauki, które znajdują najwięcej miłośników pośród amatorów. Ja też obiema dziedzinami interesowałem się od dziecka. Na stare lata, z drugiego wykształcenia, zostałem nawet archeologiem. Na studiach zaś bardzo chętnie łączyłem archeologię z astronomią – kiedy kogoś pasjonuje architektura prekolumbijskiej Mezoameryki, nie ma w tym w gruncie rzeczy absolutnie nic dziwnego. I tak pośród książek, jakie spłodził mój ulubiony profesor od archeoastronomii, Anthony Aveni, trafiła w moje ręce In the Shadow of the Moon: The Science, Magic, and Mystery of Solar Eclipses. Z książki tej dowiedziałem się o łowcach zaćmień, którzy płacą ciężkie pieniądze za szanse obserwacji tego fenomenu. Podróżują oni statkami wycieczkowymi (najdłuższy czas trwania całkowitego zaćmienia Słońca to 7 minut 31 sekund, więc dość praktycznie jest podążać za cieniem Księżyca, przesuwającym się po powierzchni Ziemi). Zadałem sobie wtedy pytanie: skoro podróżujemy w pogoni za zaćmieniami, dlaczego nie do Meksyku i na półwysep Jukatan, który tak dobrze znam? Pomysł na wyprawę powrócił, kiedy na stronie NASA zobaczyłem trasę zbliżającego się w 2023 r. zaćmienia Słońca.
Zaćmienie Słońca 2023 w Meksyku – miejsce akcji
Południowo-zachodnia część półwyspu Jukatan znajduje się na trasie nadchodzącego zaćmienia Słońca w październiku 2023 roku. Co więcej Jukatan leży w pobliżu spodziewanego geograficznego maksimum zaćmienia. Znam dobrze półwysep Jukatan, pełen wspaniałych prekolumbijskich stanowisk archeologicznych, słynących z monumentalnej architektury. Znam jego dzikie plenery – w tej części Meksyku zachowały się bowiem najbardziej rozległe obszary leśne pierwotnych lasów zwrotnikowych, selwa Majów…
Plenerem fenomenu astronomicznego – nadchodzącego zaćmienia Słońca w październiku 2023, będą monumentalne piramidy zanurzone w naprawdę dzikiej selwie. Wierzę, że niesamowicie będzie obserwować zaćmienie Słońca z wystających ponad dach dżungli szczytów majańskich piramid. Sam też zastanawiam się, w jaki sposób na zaćmienie Słońca zareaguje przyroda, w szczególności czepiaki i wyjce, jakich na wybranym przeze mnie stanowisku archeologicznym jest zwykle mnóstwo…
Piramidy Majów
Majowie byli gorliwymi prześladowcami czasu – w ten sposób właśnie określił ich cywilizację profesor Aveni. Informacje związane z wiekiem Księżyca, czas trwania lunacji oraz jej kolejność w sześciomiesięcznych cyklach rejestrowali w swych bardzo mocno rozbudowanych zapisach kalendarycznych okresu klasycznego. Nie uważacie, że wspaniale będzie oglądać skrzące się korale Baily’ego i pierścień ognia, które można zaobserwować przy zaćmieniu, ze szczytu piramidy w jednym z ich najpotężniejszych miast? Pierścień ognia, którego możemy się spodziewać, widoczny będzie w pasie o szerokości około 200 km. Na tej trajektorii leżą jednak tylko dwa duże ośrodki Majów dopuszczone do ruchu turystycznego, z zapewniającymi perfekcyjną widoczność monumentalnymi piramidami, na których szczyty nadal można się wspiąć (w popularnych turystycznie miejscach, jak Chichen Itza czy Coba, wchodzenie na szczyty piramid jest zabronione).
Astronomowie przewidują, że całe zjawisko zaćmienia Słońca w październiku 2023 potrwa nieco ponad 2,5 godziny. Samo maksimum, gdy Księżyc znajdzie się w samym centrum tarczy Słońca, prezentując nam pierścień ognia, to zaledwie pięć minut. Antumbra – cień Księżyca, w okolicach południa będzie poruszać się z prędkością około 3 tys. km/h.
Nie tylko zaćmienie Słońca – co jeszcze możemy robić w Meksyku?
Wyprawę na zaćmienie Słońca w Meksyku warto rozbudować o objazd meksykańskiej części półwyspu Jukatan. Wycieczka taka daje szansę na zapoznanie się z dziką przyrodą Mezoameryki. Czekają na nas dwa gatunki krokodyli (amerykańskie i meksykańskie), dwa gatunki małp (czepiaki i wyjce) i setki gatunków ptaków (w selwie żyje też pięć gatunków kotowatych: jaguar, puma, margaj, ocelot i jaguarndi, czy tapiry, ale te widuję dość rzadko). Czeka wspaniała architektura kolonialna i prekolumbijska architektura cywilizacji Majów.
Kameralna wyprawa w grupie pasjonatów
Ze względu na specyfikę wyjazdu, zakładam jego realizację po kosztach. Jestem jednak w stanie zabrać ze sobą jedynie kameralną grupę (kwestia samochodu, tańszych noclegów w dobrych, spokojnych miejscach oraz …pojemności szczytów piramid 😉 Liczę na pasjonatów, z którymi można wspólnie dzielić pasje, ludzi złaknionych mocnych wrażeń i niecodziennych przygód. Do zobaczenia na szlaku Przygody
Zapraszam do zapoznania się z relacją z wyprawy na obrączkowe zaćmienie Słońca w Meksyku 14 X 2023. Kolejne zaćmienie Słońca nad Meksykiem, tym razem całkowite, będzie miało miejsce już 8 kwietnia 2024. Kolejna wspaniała przygoda krajoznawczo-astronomiczna przed nami!!!
Chętnych na przeżycie całkowitego zaćmienia Słońca w Meksyku, w kwietniu 2024 zapraszam do kontaktu przez WhatsApp +52 984 876 1504 lub email: archeoprzewodnik@gmail.com