Queretaro, Solar Eclipse Run 2024, Meksyk, Wycieczki z archeologiem po Meksyku, archeowyprawy, architektura kolonialna, ultrabarok, churrigueresque
Wjazd do Santiago de Queretaro przypomina cofanie się w czasie. Stolica stanu Queretaro, jednego z 31 stanów zjednoczonych Meksyku, to ogromne i nowoczesne miasto. Mocny kontrast po piramidach Teotihuacan i Tula Grande. Ponadmilionowa aglomeracja mieści się w żyznej niegdyś dolinie, gdzie przed przybyciem Hiszpanów żyli ludzie Otomi.
Wjeżdżających do Queretaro wita więc Conin, oportunistyczny władca Otomi, który pomógł konkwistadorom zaprowadzić kontrolę nad swym ludem i wsparł najeźdźców przeciw sąsiadom – Mexikom (Aztekom). Przebrandowany na Hernando de Tapia, zyskał dzięki temu pozycję w powstającym Wicekrólestwie Hiszpanii. Mąż stanu…
Po Otomi nie ma dziś w samym Santiago de Queretaro wielu śladów. Na przedmieściach leży niewielkie stanowisko archeologiczne El Cerrito. Resztki potężnego ośrodka żyjących tutaj przed nimi Tolteków. Nawet nazwa miasta pochodzi od Queréndaro, jak w trakcie konkwisty określali je, również wysługujący się wtedy Hiszpanom, Taraskowie (którzy sami siebie nazywali z kolei Purépecha). Do dziś żyje w Meksyku jeszcze około 300 tys. Otomi, jednak bezdomni Indígenas jakich spotkacie w centrum Queretaro to rdzenna ludność z… Oaxaca.
Dobrą chwilę zajmuje nam przebicie się do historycznego centrum – tam gdzie czeka na nas kolonialna architektura. Tu miasto zmienia klimiat: wąskie, jednokierunkowe uliczki… Muszę zawracać na około, bo nie od razu oczywiście trafiam w tę właściwą. W historycznych centrach nawigacja nie zawsze pomaga. Logujemy się na Calle Cuauhtemoc, w hotelito o tej samej nazwie. Cuauhtemoc to imię ostatniego tlatoani – władcy Azteków. Ten nie był tak elastyczny jak Conin.
Centro Historico
Bardzo wąska brama w starej zabudowie to ciekawe zwieńczenie naszej drogi z Hidalgo. Porysowane ościeża nie zachęcają, ale nasz chiński samochód daje sobie radę, wślizgując się w tę hiszpańską bramę niczym 'król’ Conin w szeregi hiszpańskich urzędników. Pokój przypomina raczej klasztorną celę, ale to tylko przystanek na noc. Idziemy sycić się klimatem, zjeść coś, kupić kapelusz, wypić czekoladę, a potem znaleźć jakąś pulqueríę.
Historyczna część miasta Santiago de Queretaro jest wpisana na listę dziedzictwa ludzkości UNESCO. To 203 kwartały o powierzchni 4 km2. 1400 budowli i monumentów w stylu hiszpańskiego baroku. Unikalna jest tu nie tylko architektura, ale i układ starej części miasta. Brzmi to obiecująco na wieczorny spacer? 😉
W centro historicoIndígenas z Oaxaca próbują zarobić na chleb, sprzedając pamiątki. Mieszkańcom miasta podobno nie są w smak i policja robi co może, aby się ich pozbyć. Drobny uliczny handel jest jednak w Meksyku legalny, a oni wszyscy mają meksykańskie obywatelstwo. Policja konfiskuje więc towar na podstawie przepisów sanitarnych tylko tym, którzy próbują sprzedawać jedzenie.
Polacy w Queretaro
Kolonialna architektura oczywiście robi wrażenie. W 1847 r. Santiago de Queretaro zostało stolicą Meksyku. W 1867 r. miała tutaj miejsce ostatnia bitwa cesarza Maksymiliana I, którego po zwycięskim oblężeniu rozstrzelano 19 czerwca. W szeregach armii cesarskiej walczyło kilka tysięcy Polaków, którym, po upadku powstania styczniowego dano wybór: więzienie lub dalsza walka, tym razem pod flagą Habsburgów.
Z tych czasów pochodzą pierwsze polskie opisy Meksyku, a przy tym tropikalnych owoców takich, jak banan, a także wspomnienia pięknych meksykańskich dziewcząt piórem hrabiego Wodzickiego.1 W szeregach armii cesarskiej walczył również jeden z wielkich późniejszych eksploratorów Mezoameryki – Teoberto Maler, który po przegranej postanowił osiąść na Jukatanie.
Ultrabarok
Najpiękniejszy ultrabarok trafia nam się na koniec, poza ruchliwym centrum. Katedrę St. Philip Neri wzniesiono w latach 1786-1804, więc tu na przełomie epok baroku i neoklasycyzmu. W Queretaro to ostatnia świątynia z elementami baroku. Neoklasycystyczna jest na szczęście od wewnątrz, chociaż, jak się przyjrzeć i na elewacji widać już łamanie stylu. Przed katedrą jest ławka. Siadam i długo patrzę, a na niebie przewijają się chmury. Białe, poskręcane kolumny odcinają się na tle ciemnych ścian z wulkanicznej cegły tezontle. Lubię Churrigueresque, nie tylko Rio Bec, Chenes i Puuc…
Chyba nie jesteśmy zmęczeni, bo do Cuahtemoca wracamy dość okrężną drogą, by zaznać mniej oficjalnego klimatu starej części miasta. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli chodzi o Queretaro, jedynie liznęliśmy temat, ale przed nami jeszcze długa droga na północ na zaćmienie Słońca, zaś Queretaro to po prostu jeden z przystanków w drodze. Nasze auto, zaparkowane na wewnętrznym placu hotelu, okazuje się zastawione przez kilkanaście innych samochodów. Ciekawe jak zrobimy to rano…
Tula grande, Solar Eclipse Run 2024, Meksyk, piramidy, archeowyprawy, Wycieczki z archeologiem po Meksyku, Maya, Braswell, Guenter, Bruce Love, Ancient Aliens, starożytni kosmici
„A wtedy spojrzał w stronę Tula i załkał. Zapłakał gorzko, a potem udał się na wybrzeże, gdzie zrobił tratwę z węży. A gdy ją zrobił popłynął nią przez morze jak łodzią. Nikt nie wie jak dotarł do Tlapallan [..] a wielu z nich poszło za nim…” – Kodeks Florentyński
Tula… domniemane Tollan – stolica tolteckiego imperium. Domniemanego imperium, domniemanych Tolteków, albo raczej tolteków. Nie byłem tu od tak dawna… Po pierwsze dlatego, że daleko z Jukatanu, po drugie, bo nie tęsknię do stanowisk archeo dotkniętych udarem rekonstrukcji. Ale kiedyś przecież przejechałem się tu specjalnie, aby na własne oczy ujrzeć miasto, na którym wzorowane było Chichen Itza, lub też miasto, które na odwrót – wzorowało się na Chichen. W zależności od interpretacji i przyjętych datowań… 😉
Zapomniałem, że to nie tylko stanowisko archeologiczne, ale zarazem botaniczny ogród, w przyjemny sposób przybliżający środkowomeksykańską przyrodę. Przy ścieżkach, pod koronami suchorośli – tak drzew jak i olbrzymich kaktusów zalęgli się handlarze. Na ich straganach można kupić ceramikę sprawnie naśladującą toltecką, jak też i pamiątki starożytnych kosmitów.
Jedne i drugie, pokryte pyłem pustyni, wyglądają na stare. „I want to believe…” szepce mi w ucho Mulder, gdy patrzę w twarz sfosylizowanego obcego. Wzdłuż kręgosłupa biegnie dreszcz, jakby przejechała mi tam paznokciami Scully. Po chwili twarz obcego rozmywa się, przyjmując rysy Tsoukalosaz grzebieniem włosowym w poprzek, rodem z Babilonu V i targa mną spazm śmiechu.
Z daleka widać piramidę B. Na jej szczycie prężą się wysokie kolumny atlantów – tolteckich wojowników w charakterystycznych nakryciach głowy. Kiedyś podpierały dach świątyni na toltecką modłę. Piramida jest dość ohydnie zrekonstruowana, ale trzeba ją widzieć. Wokół niej mur Coatepantli z płaskorzeźbami kojotów i jaguarów. Z szeroko rozwartych paszczy węży z rozdwojonym jęzorem wychodzą kościotrupy. Orły zjadają serca, gdzieniegdzie twarz boga wyłaniającego się z paszczy węża, jako jedyna uchwycona od frontu, a wszystko to przeplecione schodkowym środkowomeksykańskim symbolem. Kawałek takiej ściany zachował się w Chichen Itza…
Podobieństwa między Tula a Chichen Itza od początku rzucały się w oczy. Nie trzeba mieć specjalnego pojęcia o architekturze ani o archeologii. O ile Osario czy Piramida Kukulkana mają swój słabiej wykonany odpowiednik w niedalekim Mayapan, o tyle Świątynia Wojowników, Sala Tysiąca Kolumn, Wielki Stadion, Coatepantli, Tzompantli maja swe pierwowzory albo mniej doskonałe kopie właśnie tu, w odległym o tysiące kilometrów Tula Grande, w centrum Meksyku, w sercu dzisiejszego stanu Hidalgo.
Do tego doszły legendy Majów o K’uk’ulkanie – generale, który przybył z armią z zachodu, znane z ksiąg Chilam Balam, z relacji spisanych już na początku czasów kolonialnych oraz relacja w Kodeksie Florentyńskim o wygnanym z Tula Grande władcy-kapłanie. Jego imię to Topiltzin Ce Acatl Quetzalcotl. Wraz ze swą grupą stronników popłynął morzem na wschód. Quetzalcoatl w nauhatl to to samo co K’uk’ulkan w języku maaya t’aan. Ukuto z tego więc tezę o inwazji Tolteków na Jukatan.
Archeowątpliwości
Na przełomie tysiącleci nastąpił jednak odwrót od tej hipotezy. George Braswell wydał w 2012 r. książkę,2 którą zredagował podobno po to, by przemycić w podsumowaniu dane, na których publikację nie zgadzał się INAH. Dane istotnie poddające w wątpliwość hipotezę inwazji. W myśl nowej tezy Majowie ulegli modzie na wszystko co z zachodu. Zachodnie ciuchy, gadżety, budynki w środkowomeksykańskim stylu. Jeśli nazwałeś dziecko Brajan lub Dżesika, o świecie uczysz się z telewizji śniadaniowej, a historii z Netflixa, do tego myślisz intensywnie nad zmianą zaimków przed zbliżającą się imprezą, zrozumieć nie będzie trudno…
Chichen Itza nie stało się jednak tanim rynkiem zbytu dla słabszej jakości towarów z zachodu. Ceramika fazy Sotuta, choć świetnie naśladujetoltecką, była jednak wykonywana lokalnymi metodami, z lokalnych materiałów przez Majów, nie zaś importowana z Meksyku. Architektura Chichen Itza jako żywo przypomina tę z Tula, nazywa się ją zatem International, albo Maya-Toltec. To jednak są budowle mieszające w sobie symbolikę Majów z architekturą w środkowomeksykańskim stylu. Do tego są większe i wspanialsze niż w Tula. Dlatego warto widzieć obydwa stanowiska. Zatem kto kogo mógł naśladować, jeśli już nie podbijać?!
Kolumny atlantów w Tula Grande
Czteroipółmetrowe kolumny wojowników z bazaltu to wszystko co pozostało po domniemanym imperium. Piąty stoi w niewoli w Museo Nacional de Antropología w Meksyku. Tula Grande, z trzech stron otoczone stromym stokiem ku rzece, zostało uruchomione dopiero w X w. n.e., prawdopodobnie przez Chichimeków. Przybyli oni do Meksyku za chlebem gdzieś z dalekiej północy, z terenów południa dzisiejszego USA, a tutaj zastali opuszczone miasto, po którym dzisiaj została tylko niewielka grupa ruin, nazwana Tula Chico. Chichimekowe byli nomadami, mówiącymi językiem z grupy nahuatl – czy stworzyli cywilizację, którą dwa-trzy stulecia później kolejna fala ludów nahuatlmogła określić jako toltec?!
Według azteckich legend Topiltzin Ce Acatl Quetzalcoatl – król-kapłan tego miasta, został wygnany z Tulaw 978 r. n.e. i wraz z grupą stronników wyruszył na wschód i udał się przez morze do Tlillan Tlapallan – Krainy Czerni i Czerwieni. Interesujące, że około 980 r. n.e. w Chichen Itza doszło do eksplozji architektonicznej w stylu Maya-Toltec. To właśnie wtedy powstał Wielki Stadion, Świątynia Wojowników, czy też obecna wersja Piramidy Kukulkana. K’uk’ulkan i Quetzalcoatl to to samo imię…
Czy więc Tolteków mogło w ogóle nie być w Chichen Itza, jakby chciał tego Braswell? Glify Majów i te z centralnego Meksyku łatwo od siebie odróżnić, nawet jeśli kompletnie się ich nie rozumie. W przypadku Majów mamy do czynienia z rozwiniętym i skomplikowanym pismem. Prócz pochodzących jeszcze z okresu preklasycznego logogramów, składa się ono z sylabogramów: prefiksów i sufiksów, ułatwiających odszyfrowywanie upodobnionych do siebie po tysiącu lat znaków.
Cywilizacje środkowomeksykańskie, czy to wczesnoklasyczne Teotihuacan, czy postklasyczni nomadzi z grupy językowej nahuatl nigdy nie wznieśli się ponad proste pismo z obrazków. Jak pokazał Bruce Love, na wielkim stadionie Chichen Itzai wśród Tysiąca Kolumn wokół Świątyni Wojowników, znajdziecie imiona zapisane za pomocą środkowomeksykańskich symboli. Jak nigdzie indziej w całym świecie Majów…
Tak więc toltecko odziany Kan Ek’ z Chichen – imię tak chętnie używane później przez władców Itzów w ostatnim mieście Majów Noj Peten (Gwatemala), to już Citlalcoatl. W Chichen Itza zachowały się sceny walk między wojownikami ubranymi w charakterystyczne stroje Tolteków a Majami. Również na złotym dysku wydobytym ze słynnej cenoty.Stanley Guenter wyszperał, że zależność od generała ze środkowego Meksyku pamiętali i wspominali w spisanych po konkwiście kronikach podbici przez Hiszpanów Majowie.
Źródła postokolonialne wspominają go jako wielkiego męża stanu, który przybył z zachodu i został ubóstwiony po powrocie tam lub po śmierci. Jego imię – K’uk’ulkan, znaczy tyle co Pierzasty Wąż. Quetzalcoatl, jeśli będziemy chcieli używać jego mianawnahuatl.
Postkolonialne kroniki Majów nie zawsze relacjonują prawdę. Skażone nową religią, były również narzędziem propagandy zwaśnionych majańskich rodów – konkurujących z sobą o hiszpańskie łaski grup wpływów –normalna sytuacja w przegranym i podzielonym kraju. Obecności środkowomeksykańskich wojowników w Chichen Itza nie da się jednak zaprzeczyć.
Czy przewodził im K’uk’ulkan – generał, który stał się bogiem? Najprawdopodobniej… Czy był to toltecki podbój i podległość Tula? Niekoniecznie. K’uk’ulkan mógł na miejscu dogadać się z Itzami. W ikonografii Chichen Itza nie brak przedstawień, na których pojawiają się odziani, tak w toltecką, jak i na majańską modłę dostojnicy. Wspólnie mogli tam stworzyć sprawną korporację o charakterze zbrojnym…
Upadek Tula Grande – zmierzch w ogniu
Czy K’uk’ulkan vel Topiltzin Ce Acatl Quetzalcoatl zdołał się przegrupować i wrócił z nowymi siłami na kolejną kadencję do Tula? Miasto zostało spalone około 1156-1168 n.e. Chichen Itza zgasło jednak mniej więcej w tym samym czasie, być może nieco wcześniej.
1 Bliźniacze miasta to nawiązanie do książki: Jeff K. Kowalski i Cynthia Kristan-Graham (eds.) (2011) Twin Tollans: Chichen Itza, Tula, and the Epiclassic to Early Postclassic Mesoamerican World. Dumbarton Oaks.
3 Kraina czerni i czerwieni to nawiązanie do książki: Justyna Olko i Jarosław Żrałka (2011) W krainie czerni i czerwieni kultury prekolumbijskiej Mezoameryki. Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego
Teotihuacan, Solar Eclipse Run 2024, Meksyk, piramidy, lot balonem nad piramidami, archeowyprawy, Wycieczki i zwiedzanie Meksyku z polskim archeologiem, Tollan, Tula, Atlantyda, Sagan, Hawking, Lovecraft, Boratini, Gusmao, Potocki, Kuparentko, Montgolfier, Orion, Słowacki, Ancient Aliens, Däniken, Hancock, Childress, starożytni kosmici
Teotihuacan… San Juan Teotihuacan– miasteczko szczelnie opasujące piramidy budzi się już ze snu. Jest jeszcze z godzinę do wschodu Słońca, ale w Meksyku życie toczy się już o świcie. Z przydrożnych stoisk można kupić tacos i sok, na miejscu wyciskany z pomarańcz. Dobrze zaczynać dzień od zdrowego soku. Przyspieszam, bo za chwilę pewnie zaczną startować balony. Zaciekawieni zbliżamy się do szpaleru aerostatów. Dmuchawy zieją ogniem, pompując ciepłe powietrze do kolorowych powłok. Wspinamy się do gondoli. Solidny kosz pomieści nawet kilkanaście osób. Czy nas utrzyma? Czemu nie…?
Chociaż raz w życiu…
Raz w życiu trzeba zobaczyć wielkie piramidy Teotihuacan. Robią wrażenie z ziemi, jednak, po to by w pełni zrozumieć ich ogrom, warto wznieść się w powietrze. Tylko z góry można ogarnąć największe miasto Mezoameryki, jedyne z prostokątną siatką ulic, z długą Aleją Umarłych, ciągnącą się dwa tysiące lat w przeszłość, a dziś znikającą pod współczesną zabudową San Juan de Teotihuacan… Szkoda, że ludzie zaczęli się tu osiedlać zanim porządnie zabraliśmy się za archeologię, przed LiDARem, który pokazał gigantyczne rozmiary miasta.
Ad Astra…
…tak nazywał się jeden z pierwszych aerostatów. Grzmot i gondola odrywa się od ziemi. Z zaciekawieniem sprawdzam czy płomienie mogłyby ogarnąć powłokę. Co jeśli nagle zabraknie nam paliwa, lub dmuchawa wybuchnie? Czemu nie mamy spadochronów? W samolotach o tym nie myślę, ale przecież niecodziennie latam balonami 😉 A jest to sposób, który zdaje się bardziej naturalny niż ciężkie metalowe ptaki, do których zdołaliśmy przywyknąć. Mimo spektakularnych katastrof. Tuż po starcie wzrok przyciągają wielkie piramidy Teo. Pozwalają zapomnieć o nowoczesnej zabudowie San Juan. Widzę tylko Teotihuacan, to dawne. I ciemne łańcuchy górskich szczytów dookoła… Wypatrujemy Słońca.
Polscy pionierzy lotnictwa
Człowiek od zawsze marzył o lataniu. Pewnie na długo przed upadkiem Ikara. Jak wyglądałby świat, gdyby właśnie na ten aspekt fizyki zwrócili baczniejszą uwagę uczniowie Arystotelesa? Dopiero w 1637 roku Tytus Boratini – wszechstronnie wykształcony m.in. archeolog, który kopał w Gizie i w Memfis, urodzony nieopodal Wenecji polski szlachcic i architekt Pałacu Kazimierzowskiego na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, napisał traktat Il volare non e imposible come fin hora universalmente e stato creduto (Latanie nie jest niemożliwe, jak to dotychczas sądzono).
Pierwszy spadochroniarz
W 1709 r. pierwszy balon wypuścił w niebo były jezuita, urodzony w koloniach Bartolomeu de Gusmão. W 1783 r. bracia Montgolfier doprowadzili do pierwszych udanych lotów załogowych we Francji. W 1784 r. pierwsze balony latały już nad Krakowem, Warszawą i Lwowem. Pierwszym polskim pilotem aerostatu został dopiero Jan Potocki w 1790 r. – też archeolog na jeden z nastu etatów. Ten od Histoire primitive i Recherches sur la Sarmatie (1789–1792). W 1806 r. polski pionier lotnictwa Jordaki Kuparentko, który wykonał kilka lotów nad Warszawą i Wilnem ocalił życie, skacząc na spadochronie z płonącego balonu nad Krakowskim Przedmieściem.
Rydwany bogów…
Kiedy był pierwszy raz, gdy usłyszałem o Teotihuacan? Jasne, że z książki Dänikena– mało kto lepiej popularyzował archeologię w Polsce za czasów PRL, rozkręcając zainteresowanie paleoastronautyką 😉 Może i były freski z Faras, ale nawet od największych naukowych odkryć zawsze lepiej sprzedadzą się kosmici, turbolegendy o nieznanych państwach, czy sensacje w stylu klątwy z krypty Kazimierza Jagiellończyka. Tacy jesteśmy, że nawet dobrze wykształceni ludzie wolą, gdy wstawia im się kit.
…i urwana ośka paleodziennikarzy
Opisał to celnie Carl Sagan w książce Cienie zapomnianych przodków. Wykorzystują politycy, prześcigając się w tym, który więcej obieca… – a „obietnice wiążą tych, którzy w nie wierzą”, prawda? Ja więc wierzyłem w dzieciństwie w program wyborczy Dänikena, że piramidy to platformy startowe dla statków kosmicznych. Wierzyłem, póki nie dorosłem na tyle, aby móc sprawdzać jego obietnice. Dość szybko spróbowałem powtórzyć jeden z proponowanych przez niego eksperymentów. Nigdy mu tego nie zapomnę… :/
Starożytni kosmici w Teotihuacan
Däniken przekuł na pieniądze kosmicystyczne wizje H. P. Lovecrafta o starożytnych astronautach odwiedzających Ziemię – bogach z legend i mitów. Ten biznes nadal ma się świetnie, na wszelkie możliwe sposoby. Bo człowiek lubi nie doceniać swoich możliwości, a obcy zawsze wymyślą i zrobią wszystko lepiej od nas… Telewizyjny kabaret Ancient Aliens z History Channel wzniósł bezmiar blagi na nowy, nieznany wcześniej poziom, przedstawiając piramidy Teotihuacan już nie jako lądowisko kosmitów, ale… plan płyty głównej komputera 🤔
Piramidy to wspaniałe przykłady architektury monumentalnej i pomniki ogromnego wysiłku społeczności o dość niskim poziomie wiedzy architektonicznej. Komuś, ktoś wie jak wyglądają od środka, nie przyszłoby do głowy, że mogłyby generować energię lub wykonywać zaawansowane obliczenia. A jednak telewidzowie, niczym elektorat są w stanie uwierzyć we wszystko. Przychylam się do obiekcji, którą podniósł Hawking – jeden z największych myślicieli współczesnego czasu, że obcy, gdy tu dotrą, potraktują nas tak, jak my traktowaliśmy dawne cywilizacje Mezoameryki i reszty kontynentów Ameryk. I to w najlepszym wypadku…
Piramidy jak gwiazdy
Trzy wielkie piramidy Teotihuacan miałyby być zatem ustawione na wzór gwiazd Pasa Oriona: Alnitak, Alnilam i Mintaka podobnie, jak wielkie piramidy w Gizie – jak chcą Hancock i Childress, kolejni dilerzy masowego kitu. Czemu nie i co z tego?! Orion to ważny i wyraźny gwiazdozbiór na naszym nocnym niebie. Słowacki szkicował tę konstelację ponad klasztorem Betcheszban w Ghazir, w trakcie swojej podróży po Libanie. Czy wielki wieszcz był kosmitą? Kosmicznie pisał wierszem… Dawne cywilizacje spoglądały w niebo znacznie częściej niż my, pozbawione niebieskiego światła ekranów smartfonów i telewizorów. Oni patrzyli w gwiazdy, tak jak my w celebrytów!
Piramidalny piramidobzdur Ancient Aliens
„Skąd mogli wiedzieć o Pasie Oriona, nie mając teleskopów?!” – napisał raz pewien starożytny kosmita, który ogląda nocne niebo jedynie na ekranie smarftona. Żegnajcie zadania domowe… Z takim poziomem edukacji i znajomości świata, Ancient Aliens zawsze będą sprzedawać się dobrze… Pas Oriona, który w średniowiecznej Polsce nosił nazwę Kosiarze to bardzo łatwo pozwalający się wyodrębnić asteryzm. Na Wyspie Wielkanocnej znany był jako Tautori, u Majów jako Ak’ – Żółw Ziemi. Co byłoby w tym dziwnego, gdyby prominentne budowle miasta, które rościło sobie pretensje do panowania nad większą częścią ówczesnej Mezoameryki ustawiono na wzór gwiazd kojarzonych z aktem stworzenia uniwersum? Nic… tyle, że nic z tego.
Odległości między piramidami Teotihuacan nie odpowiadają proporcjonalnie tym z Pasa Oriona. Podobnie zresztą jak piramidy w Gizie. Tu trzy i tam trzy to całe podobieństwo. Nie ta relacja rozmiarów, nawet nie ten kształt. Piramidy z Teotihuacan nie powstawały również w tym samym czasie, ale do wszystkiego łatwo dorabia się legendę pod rządną ekscytacji i cudownych rozwiązań publikę. Zostawmy już kosmitów – jeśli byli, a nie twierdzę, że nie, to na pewno wtedy i nie tutaj.
Teotihuacan – Miejsce, W Którym Narodzili Się Bogowie
Miejsce, W Którym Narodzili Się Bogowie to krzykliwa nazwa nadana Teotihuacan przez Azteków. Nomadów, którzy przywędrowali do Mezoameryki gdzieś z dzisiejszego stanu Utah i natknęli się na ruiny piramid o rozmiarach, jakie przekraczały ich wyobraźnię. Oni również przecież musieli to sobie jakoś poukładać w głowach. Aztekowie byli Hunami Mezoameryki, najeźdźcami, którym jednak udało się zdobyć swój Rzym i cywilizując się na zdobyczach, zbudować trwające kilka stuleci państwo.
Tylko dla czystej formalności: to byli Mexikowie, jeden z narodów azteckich, na którego dokonaniach buduje się tożsamość kulturową dzisiejszego Meksyku. Nazwa miasta, którą posługujemy się dziś podobnie, jak imiona spotykanych w Teotihuacan bogów, jak Tlaloc, Quetzalcoatl, Huehueteotl czy Quetzalpapalotl pochodzą właśnie z nahuatl – języka ludów azteckich, które dotarły do Mezoameryki w okresie postklasycznym. Pod sam koniec czasów… Według legend, właśnie tutaj bogowie dokonali ofiary i jeden z nich stał się Słońcem a drugi Księżycem.
Nowy Świt nad Teotihuacan
Wstaje Słońce. Wychłodzona rześkim, porannym powietrzem skóra chętnie przyjmuje dotyk pierwszego promienia. Ognista kula oblewa złotym blaskiem dolinę, piramidy i kilkadziesiąt unoszących się w powietrzu aerostatów. Nowy dzień ponad miastem, które upadło półtora tysiąca lat temu. Spektakularny afterlife… Nagle, jeden z balonów, unoszących się ponad Piramidą Słońca opada jak kamień w dół z prędkością dyktowaną przez przyspieszenie Ziemi. 9,81 m/s2 nie zaś 10, jak wypłaszcza się dziś umysły w szkołach dzieciom, by nie rozwinęło się im czasem między neuronami zbyt wiele połączeń. Aby umysł nie chciał przemęczać się zbytnio w dorosłości. Dmuchawa odpala głośno, prawie w ostatniej chwili. Balon hamuje i zaczyna rejs wokół piramidy. Za chwilę kolejny leci w jego ślad.
Piramida Słońca w Teotihuacan
Piramida Słońca jest wielka niczym góra. Widać, że była rekonstruowana w pośpiechu. Obydwie, Piramida Słońca i Piramida Księżyca były również budowane dość szybko. Te dwie pochodzą akurat z tego samego czasu. Był więc to wspólny, gigantyczny wysiłek budowlany tutejszej społeczności. Zaczął się około 100 r. p.n.e., mniej więcej tak jak miasto… Obie te piramidy mają jednak wiele stadiów, więc do wzbudzających podziw rozmiarów, które możemy obserwować dzisiaj, doprowadził je trud kolejnych generacji. Piramidy rosły przez kilka setek lat, nim rozrosły się do rozmiaru, w którym Teotihuacan mogło narzucać się Majom i pewnie innym częściom Mezoameryki. Pod Piramidą Słońca odsłonięto system tuneli, który być może tylko zaczął się od naturalnej jaskini… Kosmologiczna wizja uniwersum, dzielona z całą Mezoameryką, z jaskiniami jako portalami do innych planów wszechświata.
Piramida Księżyca i Aleja Umarłych Teotihuacan
Piramida Księżyca stoi u wezgłowia potężnej Miccaotli. Drogi, która za czasów świetności miała jakieś pięć kilometrów długości. Dziś spora jej część została pochłonięta współczesną zabudową. Nie widzimy też sporej części pradawnego miata, choć z góry łatwiej jest wyłuskać ogromną prostokątną siatkę niegdysiejszych ulic Teotihuacan. Ciekawe, że prostokątnego układu nie odtworzono nigdzie indziej w Mezoameryce…? Aztekowie nazwali tę wielką drogę Aleją Umarłych, bowiem wszystkie zbudowane wzdłuż obu jej boków pałacowe platformy wzięli za grobowce mitycznych władców pradawnego miasta. Teotihuacan nie było jednak królewską nekropolią. Nawet w czeluściach piramid nie znaleźliśmy pochówków władców. Za to ludzkie ofiary tak. Mnóstwo ofiar…
Teotihuacan – miejsce, w którym ludzie stali się bogami…
Aztekowie, po przebyciu przez pustynie Chihuahua na północy natknęli się na piramidy w Teotihuacan i Tula. Oba miejsca przypisali Toltekom. W ich pojęciu nie chodziło jednak o etnos, bardziej o pradawną i niezrozumiałą cywilizację, coś na wzór naszej Atlantydy. Gdyby przetrwali niefortunne spotkanie z Hiszpanami, być może dziś słowo toltec – tłumaczyłoby się jako ‘inżynier’?! Jak w książkach Larry’ego Nivena z budowniczymi gigantycznych galaktycznych konstrukcji w tle. Terminem toltec określali ludy o znacznie większych możliwościach i umiejętnościach. Od architektury, czego w Teotihuacan mieli namacalne dowody, po wszystkie inne dziedziny życia, co już mogli sobie dośpiewać, tworząc swą mitologię. Oni też mieli swoich Dänikenów, Hancocków, Childressów…
Teotihuacan – stolica imperium
Cała centralna część Teotihuacan pełna była pałaców, wspaniale wykończonych rezydencji ludzi o wysokim statusie społecznym. To stolica imperium. Miasto było niezwykle gęsto zaludnione, jak na Mezoamerykę. Jeżeli pamiętacie proces kontrakcji przy budowie dworów w regionie Rio Bec, gdzie na mocy układu między rodzinami, pustoszały okoliczne domy, zaś ich mieszkańcy przenosili się do wspólnie budowanego dworu, to w Teotihuacan miało miejsce coś podobnego. Tyle, że na znacznie potężniejszą skalę. Opustoszały miasta w okolicznych dolinach, gdy całe populacje zaczęły przenosić się do metropolii. To musiało być w tamtych czasach niesamowite miejsce. Imperium obłożyło pewnie cały znany świat trybutami, by wyżywić takie masy ludności. W szczytowym momencie Teotihuacan mogło zamieszkiwać nawet 200 tys. ludzi. Były w swym apogeum jednym z najpotężniejszych miast na Ziemi. Na nas też pora, aby wracać na Ziemię…