Solar Eclipse Run 2024, Meksyk, Wycieczki i zwiedzanie Meksyku z polskim archeologiem, Mazatlan, Sinaloa, Las Labradas, petroglify, sztuka naskalna, archeowyprawy

Nie wiem jak wyglądał wschód Słońca nad oceanem. Wczorajszy górski rajd przez Sierra Madre z Durango do Sinaloa podobnie, jak i nawrót problemu medycznego, który ciągnął się za mną jeszcze od czasów niefortunnej ekspedycji archeologicznej w Machu Picchu (Peru), zrobił swoje, składając mnie na pół. Nie jestem amatorem anestetyków. Używam ich dopiero, gdy naprawdę mam problem. Tym razem musiałem wziąć ketonal, by zasnąć. Ponieważ nie musiałem teraz łykać niczego, by wstać, urealniało to mglistą wizję kolejnej dawki przyjętej po przebudzeniu gdzieś w drugiej połowie nocy. Przecierając oczy próbowałem sobie przypomnieć, co też mam dzisiaj zrobić, dokąd jechać i gdzie ja właściwie jestem?! Na imię mam…

Sinaloa… Rozejrzałem się po pustym pokoju, taksując uważnie zamknięcia w oknach, prowadzących do wewnętrznego szybu budynku oraz pancerne drzwi. Kiedyś, w Belize City, gdy trafiłem do hotelu okratowanego od piwnic aż po szczyt najwyższego piętra, a właściciel poradził mi, bym zastawił na noc drzwi od środka komodą, z rozbawieniem skonstatowałem nie działający zamek w oknie… Z tego co powiedział mi rano, instruując, którą drogą nie powinienem wracać na dworzec, to nie była wcale taka zła dzielnica… Wszystko złe, co słyszeliście o Meksyku, włącznie z zupełnie nieuzasadnionym powiedzeniem „Ale Meksyk”, zawdzięczamy prawdopodobnie stanowi Sinaloa. Ja mówię „Ale Francja”, bo w trakcie wszystkich swoich podróży do Meksyku najwięcej incydentów bezpieczeństwa zaliczyłem na lotnisku w Paryżu iw jego najbliższej okolicy 😉 Więc Las Labradas, na północ, a potem długa droga powrotna na południe…
Na północ, do Las Labradas!

…i tak naprawdę na zachód, bo był to najdalej wysunięty na północny-zachód punkt na trasie naszej wyprawy #SolarEclipseRun2024. Stanowisko archeologiczne Las Labradas znajduje się o godzinę jazdy na północ z Mazatlan płatną autostradą, lub półtorej godziny normalnymi drogami. Jeżdżąc zwyczajnymi drogami zawsze zobaczy się więcej. W tym wypadku jednak czeka nas później długa droga na południe, a pół godziny tam i pół godziny z powrotem to, jak nie patrzeć dodatkowa godzina jazdy. Wyjątkowo wybieram zatem autostradę… Nie miałem siły na śniadanie, więc tylko zimny prysznic i bagaże do auta. Relacji z porannego spaceru na wschód Słońca po plaży wysłuchałem już w drodze, a może nie wysłuchałem — nie pamiętam… W wyważonym pośpiechu opuszczamy Mazatlan. Bez żalu, bo mając świadomość, że za kilka godzin będziemy tędy wracać.
Z autostrady, po bodajże dwóch bramkach, zjeżdża się w końcu na piaszczystą drogę, którą po kilku kilometrach dojeżdża się na wybrzeże Pacyfiku. Stanowisko archeologiczne Las Labradas znajduje się na terenie obszaru chronionego Meseta de Cacaxtla Natural Protected Area. Wiem, że żyją tu endemiczne modrowronki (Cyanocorax beecheii), więc mam nadzieję, że oprócz skarbów archeologii uda się ustrzelić aparatem też jakiś skarb przyrody Ameryki.
Las Labradas

Stanowisko archeologiczne Las Labradas nie jest może rozległe, ale naprawdę ładnie położone — wzdłuż plaży Oceanu Spokojnego. Do tego jest imponujące nawet dla kogoś kto nie ma pojęcia o sztuce naskalnej i petroglifach, ani o archeologii w ogóle… Symbole wyryte w skale działają na wyobraźnię. Pomiędzy kamieniami przemykają jaszczurki, których kolczaste ogony kręcą się podobnie jak zawijasy w petroglifach. Do wyboru są dwa kierunki zwiedzania. Rozchodzimy się więc w przeciwnych kierunkach, postanawiając szukać wrażeń na własną rękę.

Datowanie petroglifów nie należy do rzeczy łatwych. Według różnych doniesień te z Las Labradas mają więc od tysiąca do aż czterech tysięcy lat. Są to jedyne znane petroglify na oceanicznym wybrzeżu Pacyfiku na kontynentach Ameryk i jeden z najważniejszych przykładów sztuki naskalnej na obu kontynentach.

W gminie San Ignacio istnieją inne obszary z petroglifami, takie jak: El Cuichi, Acatitlán, Cerro Prieto, czy La Mesa de Cacaxtla. Nie są to jednak tak imponujące przykłady sztuki naskalnej jak te z Las Labradas. Obiecuję sobie, więc w pierwszej wolnej chwili napisać o nich coś więcej i przede wszystkim wywołać więcej zdjęć spośród tych kilu setek, które tam zrobiłem 😉

Na południe
Drogą powrotną do Mazatlan i dalej na południe, aż do Ixtla del Torres nie zamierzam nikogo zanudzać. Dwa stany, niecałe pięścset kilometrów… Trwała te swoje siedem godzin. Agnieszka szybko zasnęła, więc po drodze tym razem nie zatrzymywaliśmy się nigdzie. Z okien pędzącego samochodu widziałem sporo wyschniętych koryt terenów zalewowych w bliskim sąsiedztwie wybrzeża Pacyfiku. Pora roku czy susza?
Ixtlán del Rio
Do Ixtlán del Rio dotarliśmy dobrze po zachodzie Słońca. Nazwa miasta wywodzi się z nahuatl. Oznacze miejsce, w którym jest dużo obsydianu — minerału, który zastępował stal w Mezoameryce … W centrum pyszni się piękny barokowy kościół, w czystej odmianie stylu. Nasz nocleg znajduje się na południe, za miastem, tuż przy strefie archeologicznej Los Toriles. Bardzo przyjemne miejsce. Wnoszę bagaże i idę na krótki spacer. W sklepiku osiedlowym udaje mi się kupić bardzo smaczne tortille.

Księżyc jest tuż po nowiu, a jego bardzo wąski sierp pozwala dostrzec zacienionego satelitę. W pobliżu sierpa przepięknie błyszczy Jowisz, a w jego sąsiedztwie doskonale tej nocy widoczne cztery galilejskie księżyce. Nie wiem czy wiecie, że Galileusz nazwał je medycejskimi — Sideri Medici, od imion czterech książąt ze sławetnego rodu, który sponsorował jego naukowe badania.

Nie było to jednak w smak innym astronomom, którzy nie posiadali dostępu do tak sprawnego źródła finansowania jak Medyceusze. Trzy księżyce galilejskie to obecnie jedne z najbardziej obiecujących astrobiologicznie obiektów astronomicznych w Układzie Słonecznym 😉 Czwarty jest, tuż po Ziemi, najbardziej geologicznie aktywny…

<= poprzedni rozdział: Durango, La Ferreria i rajd przez Sierra Madre Occidental do Mazatlan
=> następny rozdział: Los Toriles w Nayarit i Tequila